Jezus wyzwala do miłości [słowo na niedzielę]

Każdy z nas ma doświadczenie straszliwego „kręcenia się wokół siebie”: w centrum jestem ja, moje pragnienia, oczekiwania, zachcianki, aspiracje, lęki. Wszystko to przemawia w nas tak głośno, że zagłuszone zostają potrzeby i pragnienia innych. Mieszka w nas pospołu raper wykrzykujący swoje deklaracje i żądania, „daje czadu” haevy metal buntu i techno płytkich namiętności. Wszystko to oznacza hałaśliwy egocentryzm, którym jesteśmy spętani jak niewolnicy. Nie potrafimy kochać, zwrócić swojej uwagi na ludzi, którzy nas otaczają, zaangażować się nie tylko przez chwilę, ale z wytrwałością aż do końca. W takim doświadczeniu możemy odkryć Jezusa nie tylko jako szlachetnego człowieka, który żył w zamierzchłej przeszłości, ale jako Wyzwoliciela z naszej niedoli. Boga, który jest Miłością, oswobadzającą uwikłanego w siebie grzesznika. Zobaczmy tę tajemnicę w świetle Ewangelii.

Milcz, ucisz się!

Jest w Ewangelii scena, kiedy Jezus podczas rozszalałej burzy na jeziorze rozkazuje: Milcz, ucisz się! Uspokojone zostają wówczas nie tylko żywioły natury, ale przede wszystkim spanikowane i wzburzone serca uczniów. Milknie ich strach. Zostali wtedy uwolnieni z więzienia skoncentrowania na samych sobie i wyprowadzeni na wolność wiary w Jezusa, widzenia świata Jego oczyma i przeżywania Jego sercem.

Kiedy zżera cię panika, paraliżuje strach przed klęską, do tego stopnia, że rezygnujesz z jakiegoś dobra nie chcąc ryzykować (wzięcie odpowiedzialności za wspólne dzieło, decyzję odnośnie szkoły) – potrzebujesz uwalniającej łaski Pana.. Gdy łapiesz się na nieumiejętności odmowy wobec jakiegoś zła (pierwszy narkotyk, kradzież, alkohol, sex) z obawy żeby nie wyjść na mięczaka, prawiczka, wołaj do Zbawiciela, żeby cię wsparł. Kiedy tak bardzo czegoś się boisz, że poza tym uczuciem nie liczy się nic i nikt (na przykład z tchórzostwa kłamię, wystawiając na szwank dobro przyjaźni, relacji z rodzicami) wezwij Go na pomoc. Inaczej utoniesz w egoizmie. Będziesz umierał w osamotnieniu człowieka, który nie umie kochać nikogo prócz siebie.

Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu

Oto inna sytuacja z Ewangelii – nadzieja dla nas ludzi niezdolnych do miłości, zajętych sobą, ogłuszonych egocentryzmem. Zacheusz stał się więźniem własnej chciwości – pokusy łatwego zysku kosztem innych. Sprzedał się okupantom swego narodu i pobierał dla Rzymian podatki od Izraelitów. Umiał się tak cwanie ustawić, żeby wykorzystać „zły czas” dla siebie. Ściągnęło to na niego nienawiść i pogardę, co spowodowało, że zamknął się w podobnej postawie wobec swych oskarżycieli: „prymitywy, nieżyciowi, zazdroszczą, ponieważ sami nie umieją zadbać o własne interesy”.

Jezus robi rzecz niesłychaną: wchodzi do jego domu zbudowanego z chciwości, pogardy, cwaniactwa, cynizmu, zgorzknienia; wchodzi, żeby zburzyć go od środka. On pierwszy wkracza do twierdzy Zacheusza nie w interesach, i nie z pogardą, ale jako Miłość. Zlodowaciałe serce celnika jest postawione w świetle najgorętszego słońca w kosmosie. To, co w nim obumarło, pogrążone w wiecznym chłodzie czynionej krzywdy, chciwości, cwaniactwa, nieczułości na innych zaczyna topnieć. Spod śniegu zaczyna przebijać się nowe życie, zdolność do miłości. Lewi doznaje uwolnienia, otwierają mu się oczy na ludzi, których krzywdził, cynicznie sprzedany żądzy szybkiego zysku. Zaczyna widzieć potrzebujących, pieniądze spadają jak łuski z jego oczu: „Panie oto połowę mojego majątku rozdaję ubogim, a jeśli kogoś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”.

Jeśli cenisz wyżej forsę, niż ludzi, nawet za cenę ich podeptania, potrzebujesz zbawienia – uwolnienia do miłości. Jeśli widzisz swą wartość w najbardziej szpanowatych ciuchach i przez nie porównujesz się z innymi, patrząc z politowaniem na „wieśniaków, prostaków i biedaków, znaczy to, że nie umiesz kochać (nawet siebie samego, ponieważ upatrujesz swe znaczenie w sprawach dziesięciorzędnych). Jezus powinien wejść do „twojego domu”, aby tam wnieść prawdziwe światło.

Gdy wykorzystujesz innych dla własnych zysków, korzyści (zdobyć dziewczynę, chłopaka, aby się móc pochwalić przed kumplami; zaspokoić swoją emocjonalną próżnie zabierając komuś czas, odwalić rękami naiwnych swoje obowiązki) niezbędne jest dla ciebie spotkanie z Panem. Inaczej umrzesz w egoizmie.

Wszelka nasza „wsobność” jest jak bagno, w które się zapadamy. Pan przychodzi nam na ratunek jako Mistrz Miłości, Przewodnik po ścieżkach wiodących poza nas samych – do innych. Tylko wtedy życie jest piękne. Jedynie wówczas staje się sensowne na wieczność.

Wojciech Jędrzejewski OP

Źródło: mateusz.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top