Wojciech Sumliński: „Świadek Komorowski”

Wojciech Sumliński przygotowuje książkę o prezydencie Bronisławie Komorowskim! Już teraz na stronie Radia WNET można zapoznać się z próbką („trailerem” mówiąc językiem kinowym) o czym, a tak właściwie o kim, będzie poświęcona najbliższa publikacja niezłomnego dziennikarza śledczego

Sumliński tropiąc polską mafię wplątał się w „znajomość” z WSI, która zaprowadziła go wprost do jednego z najważniejszych decydentów III RP. Esencją wielu lat reporterskich badań o mechanizmach funkcjonowania współczesnej Polski i jej niejasnych powiązaniach, jest właśnie przygotowywana książka, która ukaże się niebawem!

Roboczy tytuł tej książki to „Świadek Komorowski”.

Oto wybrane fragmenty zapowiedzi:

Kłamstwa nigdy nie są niewinne. Większość kłamców daje się przyłapać, ponieważ albo zapominają, co powiedzieli, albo ich kłamstwo staje niespodziewanie wobec niezaprzeczalnej prawdy. Wyrafinowani jednak kłamcy znają skuteczne metody kłamania, a najskuteczniejszym ze wszystkich jest trzymanie się na tyle blisko prawdy, że nigdy nie ma się pewności. Są też inne metody znane wytrawnym kłamcom: albo przeplatanie kłamstwa prawdą, albo mówienie prawdy tak, jakby była kłamstwem – bo ktoś oskarżony o kłamstwo, które okaże się prawdą, zyskuje pewien kredyt, który trwa długo i może pokryć znaczną ilość nieprawd. 

Dobry kłamca potrafi tak oplatać, tak omotać kokonem pajęczych półkłamstw, wypaczonych prawd i domyślników, że bardzo trudno rozeznać prawdę, choćby się ją miało przed oczami. Piszący o mnie dziennikarze mojej ulubionej „gazety” nie są dobrymi kłamcami. Nie musiałem się specjalnie zastanawiać, dlaczego wróciłem na łamy mojej „ulubionej” „gazety”, zwanej przez niektórych „gwiazdą śmierci”. Pierwsza, bardzo duża, publikacja, przypominająca wszystkie moje rzekome przestępstwa i procesy, trochę mnie rozczarowała. „Gazeta” przypomniała bowiem tylko dwa oskarżenia, o których mówiłem i pisałem od lat w setkach miejsc, w stacjach radiowych, w prasie, na spotkaniach autorskich, a nawet w książce „Z mocy nadziei”, a przecież mogła autorytatywnie przypomnieć, że w pewnym momencie miałem dwanaście procesów jednocześnie, w tym kilka karnych. 

No, ale wtedy trzeba by dodać, że wszystkie zakończyły się umorzeniem lub moim zwycięstwem, a w jedynym i najważniejszym trwającym procesie (jeden się nie rozpoczął, w sądzie leży mój wniosek o cofnięciu sprawy do prokuratury, gdzie bez przewodu wykażę, iż cała sprawa była jedną wielka manipulacją i prowokacją pułkownika Aleksandra L.) w którym poza słowami – i wyłącznie słowami – dwóch oficerów służb tajnych prokuratura nie potrafiła przedstawić ani jednego dowodu mojej rzekomej winy – a to byłoby „dziennikarzom” „gazety” zdecydowanie nie na rękę. „Gazeta” oczywiście przedstawiła swoją publikację tak, jak by była newsem. I nie ważne, że – co wynika nawet z publikacji „gazety” – całe oskarżenie opiera się o relację jednego oficera służb tajnych, Aleksandra L., a cała moja rzekoma „wina” polega na poznaniu Aleksandra L. z innym człowiekiem – i tyle. Zastosowano zasadę: „stał koło roweru, który ukradli, mógł mieć coś z tym wspólnego”…

 

Tak więc tylko przez moment zastanawiałem się, dlaczego „gazeta” poświęca aż tyle miejsca – dwie strony na tych łamach, to „zaszczyt”, który nie każdego spotyka – strzelając z armaty do muchy. Nie musiałem się specjalnie wysilać, by skonstatować, że przyczyną „reklamowania” mnie jest zbliżający się termin stawienia się Bronisława Komorowskiego w sądzie, gdzie planuję zadać mu ponad 200 pytań. To tak na dobry początek…

Dalej Sumliński wyjaśnia:

O co zatem chodzi? Czytelnik publikacji „gazety” obejrzy znakomite przedstawienie, lecz nie zbliży się do prawdy. Przez szereg lat manipulowana opinia publiczna wierzyła, że prezydent Bronisław Komorowski – którego rola w kontekście wyjazdu Donalda Tuska do Brukseli jeszcze wzrasta – jest politykiem bez skazy, godnym najwyższego zaufania. I właśnie tego wizerunku broni „gazeta” (przy okazji biorąc na celownik moją skromną osobę). 

Jak jest naprawdę? Czy naprawdę rola Bronisława Komorowskiego jest w tej sprawie marginalna, zaś on sam jest politykiem bez skazy? Odpowiedź, tylko w formie drobnej zajawki – bo to nie jest historia na portal, lecz na pokaźną książkę – przytaczam poniżej. 
Nie jest do końca jasne, kiedy i w jakich okolicznościach Bronisław Komorowski poznał pułkownika Leszka Tobiasza, wysoko postawionego oficera Wojskowych Służb Informacyjnych, zajmującego się operacjami specjalnymi, w wyniku których niejedno życie legło w gruzach. Z informacji zawartych w opatrzonych „klauzulą tajemnicy” meldunkach (które planuję przytoczyć w książce), wynika, że znajomość ta sięga lat 90.

czytaj dalej

źródło: radiownet.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top