„Ocena reformy” – prof. Michał Kulesza – jakże aktualne są te słowa profesora.

W ubiegły piątek Sejm debatował nad reformą 1998 roku. W sobotniej „Gazecie Wyborczej” przeczytałem na ten temat ciekawe informacje. Oto – jak zwykle w sprawach ważnych dla kraju – głos zabrali posłowie SLD, „występując z miażdżącą krytyką”.

Partia ta – jak wiadomo – z rzeczywistych osiągnięć ma dwa: najpierw zaprowadzenie w Polsce rządów komunistycznych, a następnie umiejętne przeistoczenie się w partię postkomunistyczną, co umożliwia jej zabieranie głosu również obecnie. Przy czym oba te sukcesy możliwe były dzięki wsparciu znacznej części społeczeństwa polskiego, a raczej – jego elit.

Od 1990 roku (tj. od momentu zakończenia pierwszej fazy reinkarnacji) partia ta specjalizuje się w krytyce wszystkiego. Jest to krytyka obiektywna i czysta, bowiem całkowicie bezinteresowna oraz pozbawiona elementów konkurencji i zazdrości, skoro – jak powszechnie wiadomo – Sojusz Lewicy Demokratycznej nigdy nie miał i nie ma obecnie zamiaru podejmować żadnych realnych działań na rzecz transformacji ustrojowej Polski. Nie wracając już do batalii o gminy w 1990 roku, przypomnę tu tylko, że w 1998 klub SLD z dyscypliną głosował kolejno przeciwko wszystkim ustawom reformy administracyjnej. (Pomijam tu też dawniejsze i obecne zasługi pana prezydenta, dzięki któremu mamy aż 16 województw i nie jesteśmy również w stanie dokonać – koniecznej po wielkich reformach – racjonalizacji wewnętrznej organizacji administracji rządowej, bowiem w swojej łaskawości zawetował on ustawę o Głównym Urzędzie Administracji Publicznej.)

Jeśli więc wierzyć „Gazecie Wyborczej”, poseł SLD – Jerzy Czepułkowski stwierdził, że „to nie jest najbardziej udana reforma, ale bubel najmniej spaprany”. Jako współtwórca reformy administracyjnej przyjmuję ten pogląd z pokorą. Jest taki dowcip o facecie, który wyratował dziecko z wody. Siedzi sobie potem w domu, nagle otwierają się drzwi i wpada ojciec tego chłopca. „Naprawdę, niech pan mi nie dziękuje – mówi skromnie wybawca – to był zwykły, ludzki odruch”. Na to tamten: „Panie, ale Jasio miał berecik, gdzie jest berecik?!”.

Dlatego proszę o zachowanie proporcji, zarówno w pochwałach, jak i w krytyce. Rząd Jerzego Buzka jest autorem wielkiego postępu w przebudowie ustrojowej Rzeczypospolitej. Te cztery lata były okresem wytężonej pracy, której efekty już są i będą coraz bardziej oczywiste. (Tak samo będzie z tą najbardziej krytykowaną reformą zdrowotną, ale o tym innym razem.) Nie obawiam się więc o ocenę historyczną.

Natomiast na bieżąco jest inaczej: trwają ciągłe i skuteczne zabiegi propagandowe, aby społeczeństwo uznało czas ostatnich lat za zmarnowany. Tu – trzeba przyznać – SLD ma sukces. Konieczny dla tej partii, bo ma dla niej stanowić jedyną rekomendację na przyszłość. Gdyby bowiem przejęła władzę po wyborach, nie będzie musiała robić nic – będzie tylko poprawiać buble „spaprane” przez rząd Buzka.

I z sukcesem, bowiem wszystkie te rzeczy albo już działają DOBRZE, albo co ma zaskoczyć, zaraz zaskoczy – po niezbędnych poprawkach. Więc pomoc SLD będzie tu potrzebna jak umarłemu kadzidło. Jak wiadomo, każdy projekt wymaga okresu wdrożenia. Robi się wtedy konieczne poprawki i dostosowuje poszczególne elementy do realnych warunków funkcjonowania. Inaczej być nie może: wielkie reformy dokonują się na poziomie zasadniczym, ale potem cały czas trzeba obserwować ich praktyczny przebieg, reagując na zacięcia, dostosowując do rzeczywistych możliwości.

Głoszę więc ostrzeżenie do środowisk posierpniowych: UWAGA, ZŁODZIEJ! Nie dajmy sobie ukraść sukcesu żmudnej pracy nad transformacją ustroju politycznego, administracyjnego i gospodarczego Polski. Sojusz Lewicy Demokratycznej, który cały czas był (i jest) przeciw zmianom ustrojowym w Polsce, dziś chce się uwłaszczyć na ich rezultatach. Udało się, więc SLD chce mieć w tym udział – przynajmniej przez to, że „poprawiał buble”.

Ale najbardziej zdenerwował mnie poseł Kochanowski (też SLD), który – jak podaje „Gazeta Wyborcza” – powołał się na mnie, że też ponoć krytykuję rezultaty reformy administracyjnej. Poseł powiedział, że gdzieś stwierdziłem, iż miała być decentralizacja, a Polska nadal jest resortowa.

Panie pośle, proszę się na mnie nie powoływać. Ja mam prawo krytykować niedociągnięcia reformy, Pan zaś – jeśli chce to czynić, niech nie posługuje się cytatami, tylko niechże Pan mówi własnym głosem.

Ja twierdzę bowiem, że w ramach reformy administracyjnej dokonała się w Polsce skutecznie wielka transformacja ustrojowa, dzięki której nie jest już możliwy powrót na Białoruś. Zostały zaprowadzone mechanizmy demokratyczne i stworzono możliwości, aby życie zbiorowe opierało się na zasadzie pomocniczości. By odtwarzała się tożsamość wspólnot lokalnych i poczucie więzi społecznych. Co z tym dalej robimy w praktyce gminnej i powiatowej – to kwestia inna i niech każdy puka się we własne piersi.

Twierdzę, że to dzięki reformie powiatowej pod kontrolę obywatelską dostała się policja, straż pożarna oraz inne inspekcje i służby, których działalność jest bardzo istotna z punktu widzenia interesów społeczności lokalnej. Także – instytucje oświaty, kultury, ochrony zdrowia, drogi, centrum pomocy rodzinie, urzędy pracy, wiele administracji (geodezja, komunikacja, budownictwo i in.). Dla kogo to mało – ten kiep: nie ma już w Polsce żadnych znaczących instytucji, zadań publicznych i kompetencji, które można jeszcze przekazać władzom lokalnym – na poziom gminy lub powiatu. Prawie wszystkie sprawy administracyjne załatwiane są na tym poziomie. Także ogromna większość usług publicznych, które otrzymuje dziś obywatel, jest pod kontrolą władzy lokalnej.

Pieniędzy w powiatach jest mało – to prawda, lecz Polska jest w ogóle krajem raczej ubogim, a pieniądze publiczne, jak wiadomo, biorą się wyłącznie z podatków. Prawdą jest także, że większość tych środków opiera się – niestety – na subwencjach i dotacjach. Ale gdyby nie to, w życiu nie mielibyśmy cywilnego zwierzchnictwa nad policją, strażą pożarną, inspekcjami itp. Nie byłoby kontroli obywatelskiej nad urzędami pracy ani nad szkołami średnimi.

Zresztą, dopiero teraz, powoli, umiemy policzyć prawdziwe koszty usług publicznych i administracji w różnych dziedzinach (a jakie to trudne, pokazują problemy z pensjami dla nauczycieli i z drogami, a także z kasami chorych). Przedtem – w 1998 roku – były to tylko dane szacunkowe, bardzo, bardzo przybliżone.

Wyobraźcie więc sobie, Panowie z SLD, ile mielibyście dziś radości i satysfakcji, gdyby przed dwoma laty uruchomiono „na żywioł” mechanizm decentralizacji finansowej i gdyby następnie – w 1999 lub 2000 roku – nastąpiła totalna katastrofa, destabilizacja finansów publicznych. Nic takiego się nie stało – więc dziś możecie sobie mówić, że trzeba było dalej, śmielej, głębiej. Przyjmuję to z pokorą.

I na koniec: jest też prawdą, że nie udało się zmniejszyć roli finansowej agencji oraz funduszy i podporządkować większości z nich administracji ogólnej (samorządowi województw). Tak samo, jak nie udało się poddać kontroli samorządu województwa regionalnych przedsiębiorstw publicznych ogólnego znaczenia gospodarczego (np. energetycznych), ani lotnisk, ani regionalnych ośrodków telewizji, ani pekaesów. Ale udział w tym lobbystów z SLD jest taki sam, jak lobbystów z AWS, UW, PSL i bezpartyjnych.

Przy krytyce reformy decentralizacyjnej proszę się więc na mnie nie powoływać, Panie Pośle Kochanowski.

Źródło: „Wspólnota” z 7 kwietnia 2001 r. nr 14

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top