Współpracować z Bogiem [słowo na niedzielę]

Różne są podejścia człowieka do Boga. Dla jednych jest On hipotezą tłumaczącą wiele trudnych do wyjaśnienia zjawisk w życiu ludzkim i we wszechświecie. Dla innych Bóg to odległa rzeczywistość, która nie ma większego wpływu na nasze życie. Ci traktują Stwórcę na podobieństwo planety Saturna. Wiadomo, że jest, że przy pomocy lunety można ją obserwować, można też sporo na jej temat wyczytać w rozprawach astronomicznych. A jednak miliony ludzi umiera na naszym globie nic o Saturnie nie wiedząc. Dla sporej liczby ludzi Bóg to odległa, trudno dostrzegalna rzeczywistość, nie mająca żadnego wpływu na nasze losy. Wierzą, że On istnieje, ale nic poza tym. Znacznie bardziej interesuje ich mieszkający za ścianą sąsiad, niż Bóg i Jego Tajemnica.

Jeszcze dla innych Bóg to słońce. Żyją w jego blasku. Znają wartość światła i ciepła. Wprawdzie mogą przeżywać długie noce, ale świadomość doczekania się dni pogodnych pomaga im w przetrwaniu burz i niepogody. Takie podejście do Boga czyni wiarę żywą, daje człowiekowi moc i światło. Ciągle jednak jest to Bóg na niebie, a człowiek na ziemi. On działa z nieba, jak promienie słońca, a człowiek żyje na ziemi ciesząc się tymi promieniami.

Przełomowym momentem w rozwoju wiary jest odkrycie Boga we współpracy. On jest blisko, ramię przy ramieniu, by z nami pracować. To odkrycie dokonuje się z reguły wówczas, gdy człowiek staje przed zadaniem przerastającym jego możliwości. Zadanie musi być podjęte, a skoro po ludzku sądząc jest to niemożliwe, trzeba je podjąć wierząc, że Bóg pomoże. Razem z Nim można zadanie wykonać. To jest mniej więcej tak, jakby człowiek miał przenieść długą i ciężką belkę. Sam jej nie uniesie i prosi, by Bóg ujął belkę z drugiego końca. Wierząc, podnosi belkę i mimo że nie widzi Boga, to doskonale czuje, że On razem z nim niesie ten ciężar.

Młode małżeństwo bawiąc dwoje dzieci, z trudem wiąże koniec z końcem. Z utęsknieniem czekają na dzień, w którym żona skończy urlop macierzyński i podejmie pracę. Nagle dowiadują się, że pod jej sercem od kilku tygodni żyje trzecie dziecko. Natychmiast pojawia się pokusa zabicia go przed narodzeniem. Przeżywają trudne dni, które kończy decyzja męża. „Urodzisz dziecko — mówi do żony — a o resztę niech się martwi Bóg”. Od tego momentu upłynęło pięć lat. Dziś jest to szczęśliwa rodzina. Spotykam ich, gdy w drugi dzień Wielkonocy wędują na spacer. Składam życzenia świąteczne i gratuluję szczęścia. Mąż wyznaje: „Dziś rano zastanawialiśmy się nad tajemnicą tych pięciu lat. Dokonało się w naszym życiu wiele zmian. Zachorowała ciocia i za opiekę nad nią otrzymaliśmy mieszkanie. Ja zmieniłem pracę, lepiej zarabiam i mam znacznie lepszych kolegów. Nikt w rodzinie w tym okresie, poza grypą, na nic nie chorował”.

Wysłuchałem tego wyznania, i wspominając znaną mi sprzed pięciu lat trudną decyzję, powiedziałem: „Przyjęliście wtedy nie tylko dziecko, ale i Boga. Od tego momentu On współpracuje z wami i dlatego dziś oczy dzieci i wasze są tak radosne”.

Apostołowie do momentu Zesłania Ducha Świętego obliczali możliwości wykonania czekających ich zadań według własnych sił i dlatego siedzieli, pełni bojaźni, zamknięci w Wieczerniku. Gdy jednak podjęli współpracę z Bogiem, dokonali dzieł, wobec których sami stawali zdumieni.

Dla chrześcijanina Bóg to nie hipoteza, to nie rzeczywistość odległa jak planeta Saturn, to nawet nie Słońce na niebie, lecz Wszechmocny Przyjaciel, z którym można współpracować na co dzień.

Ks. Edward Staniek

Źródło: mateusz.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top