W Polsce zapłonął ogień – wywiad Naszego Dziennika z ks. Piotrem Glasem

Z ks. Piotrem Glasem, kapłanem posługującym w Wielkiej Brytanii, prowadzącym egzorcyzm nad Polską podczas Wielkiej Pokuty, rozmawia Beata Falkowska

W jakiej parafii posługuje Ksiądz obecnie na Wyspach?

– Od września posługuję w dużej miejscowości Reading, niedaleko Londynu, w której jest kilka parafii.

Wśród Księdza parafian są Polacy?

– Nie, Polaków tu nie ma, to nie jest polska dzielnica. Wierni z mojej parafii to Anglicy, dużo Irlandczyków, Filipińczyków.

Posługiwał Ksiądz także w Polsce? Pytam, by może spróbować porównać życie polskiej i brytyjskiej parafii.

– W Polsce posługiwałem w latach 1989-1992. To już odległy czas, inne pokolenie. Trudno porównywać, bo jak teraz jadę do Polski, to otwieram szeroko oczy ze zdumienia, patrząc na to, co się dzieje.

Co Księdza szokuje?

– Zmieniło się całe społeczeństwo. Sekularyzacja poszła w galopującym tempie. Nie wiem, czy duszpasterstwo nadąża za tymi procesami. Są oczywiście takie miejsca, gdzie skala działań jest adekwatna do zagrożeń – księża wychodzą do ludzi, do młodych, szukają nowych środków dotarcia do nich, ale to za mało. Kościół za wolno poszedł także za zmianami np. w obszarze mediów, które mogą być albo wspaniałym narzędziem ewangelizacji, albo upodlenia człowieka. Mamy w Polsce wspaniałe katolickie media, ale powinno być ich więcej.

Niektórzy zadowalają się tym, co mamy, konstatując, że u nas i tak jest lepiej niż na Zachodzie.

– Nie wiem, czy to jest dobre myślenie. Przecież tylu młodych odeszło od Kościoła, tylu ludzi potraciliśmy. Jezus powiedział: „Po owocach ich poznacie”. Patrzę na te owoce w Wielkiej Brytanii. Młodzi Polacy przyjeżdżają tu i rozpływają się, nie ma ich w żadnym kościele. Tylko 10 proc. Polaków w Wielkiej Brytanii uczestniczy w formach duszpasterstwa w parafiach. Mój kolega pracuje w polskiej misji, jest proboszczem w dużej miejscowości, gdzie mieszka ponad 20 tys. Polaków, a na Msze św. przychodzi 800-900 osób. Pytam, gdzie jest 19 tysięcy? Jeszcze nie jesteśmy w takiej sytuacji jak Brytyjczycy, tutaj panuje pogaństwo, ale te statystyki o czymś świadczą. Ale jak jest święcenie pokarmów w Wielką Sobotę, to ulice trzeba zamykać, takie ciągną tłumy. Gdy ci ludzie wracają do rodzinnych domów, do Polski, to także często idą na Mszę św., bo tak wypada przed mamą, sąsiadami. Dlaczego nie ma ich w kościołach w Wielkiej Brytanii? Bo nie ma wiary. Przecież ci Polacy są w większości ochrzczeni, bierzmowani, przeszli katechizację w szkole. Dlaczego nie widać owoców? Może czegoś zabrakło? Może to było tylko „szkolenie kościelne”?

Jak głosić dziś Ewangelię o Jezusie, mówić o Panu Bogu ludziom żyjącym na pustyniach miast? Potrzeba nam proroków jak ogień?

– Wielu kapłanów nie wierzy w to, co ma. Miałem niedawno rekolekcje dla kapłanów w Polsce. Przyjechali księża, którzy chcą czegoś więcej, dowiedzieć się nowych rzeczy, nauczyć się. Byli zarówno młodzi, jak i starsi księża. Jeden kapłan na koniec płakał, jak zobaczył, jaką moc ma modlitwa kapłana. Mówiłem do tych księży: „Do Polski zapraszany jest ks. Bashobora, o. Manjackal. I dobrze, Pan Bóg się nimi posługuje, ale przecież was jest w Polsce 35 tys., przecież wśród was znajdą się tysiące Manjackalów. Każdy z nas ma te dary, ale musicie się obudzić”.

I wyjść poza schemat, że nic się nie da zrobić.

– Trzeba księżom uwierzyć w dar kapłaństwa, w swoje charyzmaty. Każdy z nas ma charyzmaty, bo był chrzczony i bierzmowany. Duch Święty, gdy zaczniemy działać, pomoże. W Polsce tkwi ogromny potencjał. Gdyby tylko co dziesiąty ksiądz obudził się, ujrzał pełnię kapłaństwa, wyszedł do ludzi, nie bał się o opinię ludzką, wyobraża sobie pani, co by się działo? Kiedyś prowadziłem forum charyzmatyczne w Chicago, które odbywało się pod hasłem: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię”, i działy się tam cuda, bo ludzie chcieli w końcu usłyszeć kogoś, kto wierzy w to, co mówi, który sam przeżył kiedyś rozpalenie ogniem.

Takie dotknięcie Ducha Świętego jest rzeczywistością dostępną dla każdego?

– Nie o to chodzi, że każdy ma iść na stadion i głosić Ewangelię. Ale można mieć charyzmatyczną wiarę, pracując w szpitalu, w hospicjum, jako katecheta czy dziennikarz. Przez tę przeciętność dzieje się to, co obserwujemy dzisiaj – szarość i bylejakość. Ilu ludzi na Mszach św. naprawdę się modli, a ilu ma rutynowe nastawienie do Liturgii? Ilu ma prawdziwą wiarę w to, co dzieje się w Kościele? To dotyka także kapłanów. Jak mają na nas spływać łaski, jeśli nie wierzymy w to wszystko? Pan Bóg działa zawsze, ale potrzeba naszego zaangażowania. Charyzmatyczna wiara jest potrzebna szczególnie tym, którzy przez dar kapłaństwa mają rozpalać tę wiarę w tych, którzy żyją w rodzinach, wychowują dzieci i naprawdę mają ciężej niż my, duchowni.

Przyjęcie z wiarą takich duchowych przełomów jak Wielka Pokuta czy Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana zaowocuje w naszej historii?

– Po tylu latach pracy za granicą, gdy dziś, u progu 2017 roku, patrzę na to, co dzieje się na świecie, słowa, że Polska jest narodem wybranym, nabierają innego wymiaru. Coraz bardziej widzę, że nasza Ojczyzna stała się bastionem prawdziwej wiary chrześcijańskiej. Także prawdziwa pobożność maryjna, tak głęboko zakorzeniona, powoduje, że Polska jest tym miejscem, z którego wyjdzie iskra, gdzie Pan Bóg zacznie budować coś nowego na świecie. Europa dzisiaj to nowy Babilon. Potrzeba nam czytać Apokalipsę, bo tam to wszystko jest opisane. To, co panuje na Zachodzie, to pogaństwo i postchrześcijaństwo. Tych ludzi nic już nie rusza, nawet jak cud się wydarzy, to oni sobie to wytłumaczą.

Wielka Pokuta była takim cudem, znakiem nie tylko dla Polski, ale i całego świata?

– Na Wielkiej Pokucie 15 października spodziewaliśmy się maksymalnie 5 tys. osób, a przyjechało 150 tys. To był wyraz potężnej wiary Polaków. Na Jasnej Górze zobaczyłem ludzi, którzy przybyli tylko w jednym celu: aby się modlić. Zobaczyłem najzwyklejszych, najprostszych ludzi, którzy na kolanach spędzają godziny, którzy modlą się Nowenną Pompejańską, odprawiają ją nawet po kilkanaście razy, oddają się Matce Bożej według św. Ludwika Grignion de Montforta. To jest już niespotykane w Europie. Później otrzymałem telefon od znajomej mistyczki. Opowiadała mi, jak zobaczyła podczas Wielkiej Pokuty otwarte nad Częstochową Niebo, Maryję i tysiące dusz, które szły z krajów ościennych, ze Wschodu i z Zachodu, bo przez naszą modlitwę na Jasnej Górze znajdowały kanał do Nieba. Na ile to jest prawdziwe, nie wiem. Na pewno Pan Bóg okazał swą potężną moc. To nie był ogień, który zapłonął i wygaśnie. Pan Bóg coś planuje dla naszej Ojczyzny, potrzebował tej pokuty przed Aktem Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana, na zakończenie Roku Miłosierdzia, przed rozpoczęciem roku stulecia Fatimy. Oby owoce tych wydarzeń rozlały się po Polsce, na parafie. Obszernie zrelacjonował to tylko „Nasz Dziennik”. Pytanie, dlaczego inne media, nawet katolickie, wyciszyły to, często przemilczały, kto tym kierował?

Podczas Wielkiej Pokuty Naród Polski prosił o wybaczenie grzechów i win. Na Zachodzie poczucie grzechu to już rzadkość.

– Tu ludzie nie przepraszają, nie uznają grzechu, żniwo zbiera herezja powszechnego zbawienia, przekonanie, że wszyscy idziemy do Nieba.

Za brakiem świadomości, kim jest Bóg, idzie brak świadomości, że istnieje także Jego odwieczny przeciwnik?

– W Kościele w ogóle za mało mówi się o duchowej walce. Dlaczego straciliśmy w parafiach wielu mężczyzn? Bo straciliśmy ducha walki, a mężczyzna jest stworzony do walki o byt, o kobietę, o Ojczyznę i także do walki o wiarę.

Zapomnieliśmy, że jesteśmy na wojnie w wielu obszarach życia katolików: rodzinnym, małżeńskim, parafialnym, społecznym…

– Tymczasem Maryja w objawieniach w Fatimie i w innych objawieniach prywatnych wciąż powtarza: walka trwa, walka ze smokiem, z masoneriami i na zewnątrz, i wewnątrz Kościoła. Jak człowiek to czyta, ma świadomość tych rzeczy, nabiera duchowej siły i rozumie to, co dzieje się z nim i wokół niego. Rozumie choćby mechanizm pokusy, jak diabeł chce zniszczyć mnie i innych. Bez tej świadomości będę traktował wiarę subiektywnie, emocjonalnie, a jak przyjdzie kryzys, wówczas wiarę stracę. Z religii katolickiej zrobiliśmy religię dla pań, a zapomnieliśmy o elemencie walki, który właśnie dziś jest nam tak bardzo potrzebny. Zresztą największe święte to były najwyższej klasy wojowniczki. Spójrzmy na św. Faustynę, ta kobieta płakała i walczyła. Podobnie jak bł. ks. Michał Sopoćko, który do końca walczył o Boże Miłosierdzie, umierał w samotności i odrzuceniu.

Maryja jest naszym wielkim wsparciem na ten czas walki. Ta, która miażdży, u końca czasów, głowę węża…

– To jest jedyna nadzieja. Ona sama mówi, że tylko ci, którzy zatopią się w Jej Sercu, zawierzą Jej całkowicie, ci będą naprawdę przy Jej Synu. To jest jedyna w tej chwili droga. Kto nie ma Maryi za Matkę, nie ma Boga za Ojca. Maryja dziś nie jest opcją, która może być, ale nie musi, nie jest dodatkiem, jakimś wyborem duchowości. „Zwycięstwo, jeśli przyjdzie, będzie to zwycięstwo Maryi” – powiedział ks. kard. Hlond, i to nie były jakieś czcze słowa. Ona, Świątynia Salomona, Oblubienica Ducha Świętego, jest Wszechpośredniczką łask, przez Jej dłonie otrzymujemy Ducha Świętego. Pytanie, jakim duchem posługują ci, którzy odrzucają Maryję, czy to jest Duch Święty? Jezus sam powiedział, że „nie każdy, który Mi mówi: ’Panie, Panie!’, wejdzie do królestwa niebieskiego”.

Opowiada Ksiądz o szczególnej roli Maryi, której doświadczył w czasie odprawiania egzorcyzmów?

– Tak, w momencie, kiedy brakowało mi narzędzi, gdy już nic nie działało, a demon się śmiał, Duch Święty podpowiedział w pewnym momencie: „Wezwij Maryję”. „Tylko nie Ona” – wrzeszczał demon. On nienawidzi Matki Najświętszej, bo Ona jest człowiekiem, jednym z nas. I demon wie, że świat będzie ocalony przez Maryję. Człowiekowi została dana władza nad upadłym archaniołem. On wie, że już jest zniszczony. Maryja jest Tą, która powiedziała „fiat”, a on: „Nie będę służył”. Dlatego tłumaczę ludziom, że Różaniec to nie jest „klepanie”, wiem, bo sam kiedyś „klepałem”, ale to jest potężna modlitwa. A jaką moc ma Nowenna Pompejańska, trzy części Różańca odmawiane przez 54 dni!

„Klepał” Ksiądz pacierze? Jak to było zatem u Księdza z rozgrzaniem wiary?

– Stało się to w samotności, bez nikogo. W 2007 roku byłem w Taizé z młodzieżą z parafii, niezbyt mi się podobało, bo było tam z nami 5 tys. młodzieży z Niemiec, która przyjechała w ramach przygotowań do bierzmowania, atmosfera była biwakowa. Narastała we mnie złość. Dziś wiem, że to było demoniczne, bo jak coś dobrego się szykuje, demon atakuje. W pewnym momencie wyszedłem poza kampus do maleńkiego kościółka, pomodlić się. Siadłem, zacząłem czytać Pismo Święte i przyszło na mnie takie olbrzymie dotknięcie Bożej łaski, nie mogłem się ruszyć. Miałem pełną świadomość, ale byłem jak sparaliżowany, przy czym miałem niesamowite poczucie Obecności. Siedziałem tam kilka godzin, potem poprosiłem Pana Boga, by już mi zabrał to doświadczenie. Wróciłem do kampusu, choć jeszcze przez jakiś czas pozostawałem jakby w innej rzeczywistości. To było dotknięcie Ducha Świętego.

Boga spotykamy zawsze w najmniej spodziewanym czasie?

– Nie można wymusić tego na siłę, emocjonalnie, psychicznie. Każdy ma inne doświadczenie. Może Pan Bóg chciał mi wówczas powiedzieć: „Słuchaj, jestem”, albo: „Coś dla ciebie szykuję”. Może: „Musisz iść do spowiedzi, zmienić swoje życie kapłańskie, wyjść z marazmu”.

To był początek zmian w Księdza kapłańskim życiu?

– Zacząłem najpierw sam wewnętrznie się zmieniać. Ujrzałem, że to, co wydawało mi się normalne, wcale takie nie było, było zastojem, a ja byłem księdzem z automatu, spełniałem tylko swoje funkcje. Zobaczyłem, na jak wielu poziomach duchowych jeszcze nie byłem. Słuchałem wówczas bardzo wielu różnych konferencji duchowych, otworzyłem się na rzeczy, których nigdy nie robiłem. Tu, w Wielkiej Brytanii, w pogańskim kraju, organizowałem w piątek adoracje, godziny święte, wprowadziłem później element modlitwy o uzdrowienie, działy się tam wówczas cuda. Przychodziły tłumy ludzi, a pamiętajmy, że to był piątek, kiedy na Zachodzie idzie się do pubu, na dyskotekę, a nie do kościoła. Potem pojawiła się droga do bycia egzorcystą, to trwało 10 lat, widziałem wówczas cuda, które działy się w ciągu kilku minut, poprzez modlitwę i wiarę. I to ostatnie doświadczenie: Wielka Pokuta. Nigdy w życiu nie myślałem, że będę prowadził egzorcyzm kraju. Dziś jestem szczęśliwy, że dostąpiłem tej łaski, nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, którą w życiu zrobiłem. To wszystko jest możliwe tylko dzięki temu, że kiedyś człowiek otworzył się na Ducha Świętego. On także pokaże nam drogę do nieznanego jeszcze momentu, który rozpoczął się w Częstochowie i Łagiewnikach. Mocno wierzę, że dla Boga wszystko jest możliwe, jeżeli wierzymy z całego serca.

Dziękuję za rozmowę. D

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/mysl/173359,w-polsce-zaplonal-ogien.html

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top