„Panie, Ty leczysz złamanych na duchu”… [słowo na niedzielę]

Razem z psalmistą Kościół wyznaje dzisiaj ważną prawdę o Bogu: „Panie, Ty leczysz złamanych na duchu”. Doprawdy, człowiek jest istotą kruchą, słabą, przygnębioną, a nawet często „złamaną na duchu”.

Autor Księgi Hioba maluje dzisiaj przed nami obraz takiego właśnie człowieka: „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty. Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki. (…) Noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku. Ciało moje okryte robactwem, strupami, skóra rozchodzi się i pęka. Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna” (Hi 7,1-7). Przemijanie, udręki duchowe, choroby rozdzierające ciało, brak trwałej radości – oto zagrożenia, które są dostatecznie silne, aby człowieka wszystkich czasów „złamać na duchu”. Słowo Boże piątej niedzieli w ciągu roku B przynosi nie tylko ten realistyczny obraz nędzy człowieka, ale nade wszystko orędzie o Bogu, który „leczy złamanych na duchu i przewiązuje im rany”. W jaki sposób Bóg leczy i uzdrawia ludzi, którzy do Niego wołają, jak Hiob czy autor Psalmu?

1. Jezus wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby

Bóg nie działa z zewnątrz ludzkiej historii. W swoim Jednorodzonym Synu wszedł w dzieje człowieka, wręcz stał się człowiekiem we wszystkim podobnym do ludzi – oprócz grzechu. Już prorok Izajasz zapowiadał, że podźwignięcie ludu Izraela, złamanego na duchu z powodu ciężkich grzechów, z racji zniewolenia przez wrogów i wygnania do obcej ziemi, dokona się przez Sługę Bożego, który w imię solidarności ze swymi braćmi weźmie na siebie to wielkie brzemię i odmieni ich los: „zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu” (Iz 53,11).

Ewangelista Mateusz, który podobnie jak Marek w czytanym dzisiaj fragmencie opowiada o uzdrowieniu teściowej Piotra i o licznych egzorcyzmach oraz uzdrowieniach wielu chorych, to wielkie proroctwo Izajaszowe aplikuje do Jezusa z Nazaretu: „Z nastaniem wieczora przyprowadzono Mu wielu opętanych. On słowem wypędził złe duchy i wszystkich chorych uzdrowił. Tak oto spełniło się słowo proroka Izajasza: On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby” (Mt 8,16-17). W ten sposób ewangeliści odkrywają, że przez Jezusa Bóg leczy człowieka – wyzwala z niewoli złych duchów i uzdrawia. Ta solidarność Jezusa z każdym człowiekiem oznacza bowiem, że w Nim jest źródło mocy, które są potrzebne do walki z wpływami Złego jak i do walki z chorobami duszy i ciała. On jest blisko i każdy wysiłek wspiera swoją Obecnością. Inspiruje mądrością i miłością lekarzy, daje siłę spowiednikom i egzorcystom. Często sam bezpośrednio – w cudowny sposób – uzdrawia bądź wyzwala z mocy Złego. Żadne cierpienie nie jest Jezusowi obce. Każde wpisuje się w Jego zbawczą Mękę. Nikt nie musi cierpieć w obliczu pustki i nicości. Każde zmaganie włączone w Jego Ofiarę otwiera człowieka na Łaskę Bożej mocy i miłości, która uświęca i przemienia. Potrzebna jest jednak wytrwała i pełna zaufania modlitwa człowieka „złamanego na duchu” do Boga. Jezus włącza ją w swoją modlitwę, której daje nam w dzisiejszej ewangelii wspaniały przykład.

Francois Mauriac pisał do swojego wchodzącego w młodzieńczy wiek syna Jana w dniu 14 stycznia 1940 roku: „Życie …oczywiście, jest ono twarde, gorzkie, tragiczne; a jednak, takie jakie jest, bywa przecież wspaniałe dla tego, kto potrafi je ujarzmić. (…) Nie ma nic piękniejszego ani bardziej wielkiego niż życie człowieka” (Listy, Warszawa 1989, s. 292). A jak wyznawał w wielu innych listach, można je ujarzmić tylko modlitwą, która jednoczy wierzącego z Jezusem i pozwala, aby On „nosił nasze słabości i nasze choroby”. Ten sam Mauriac kilka lat wcześniej (24 kwietnia 1935 roku) pisał do córki Claire: „Bywają chwile piękne i będziesz je przeżywała. Bywają także smutne i będziesz je znosiła w zespoleniu z Bogiem, któregoś nauczyła się kochać – i który także nas nie puszcza: jakże by mógł nas opuścić On, który ma stopy przybite gwoździami, aby na nas czekał” (Listy, s. 267). Autentyczna modlitwa przeradza się w miłość jednoczącą i zespalającą chrześcijanina z Panem. Wreszcie, do brata Raymonda, który przeżył wiele cierpień w czasie pierwszej wojny światowej, już w roku 1930 pisał: „Odnalazłem Twoje listy pisane podczas wojny: wówczas cierpienie zbliżyło cię do krzyża… Bez krzyża nasz ból jest bezkształtną masą, która nas miażdży. Każdy jednak krzyż staje się gwiazdą…wtedy pojmujemy, co on oznacza. Stwierdzam, że cierpienie może być dobrem z chwilą, kiedy staje się krzyżem…. Żebyś ty wiedział, jaki Chrystus jest łagodny, jak się objawia nieszczęsnym sercom” (Listy, s. 218).

To właśnie dzięki żarliwej modlitwie, dzięki bezgranicznej miłości i poprzez zespolenie cierpień z krzyżem Jezusa Bóg leczy „złamanych na duchu i przewiązuje ich rany”.

2. Jezus – Ewangelia Boża niosąca życie wieczne

Łatwo zauważyć, że zarówno Jezus jak i św. Paweł mówią dzisiaj o konieczności głoszenia Ewangelii. Do apostołów, którzy odnaleźli Jezusa na modlitwie i chcieli nakłonić, aby dalej uzdrawiał chorych i uwalniał opętanych, powiedział: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. A ewangelista Marek dodaje: „I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach”. Święty Paweł natomiast w tym krótkim fragmencie swego listu do Koryntian aż trzy razy mówi o swoim największym zadaniu i obowiązku, używając sformułowania „głoszę Ewangelię”. Jakże mocno brzmi zdanie: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”. I dodaje: „Wszystko czynię dla Ewangelii, aby mieć w niej swój udział”.

Dlaczego tak wielki nacisk na „głoszenie Ewangelii”? Jak się ma dzieło głoszenia Dobrej Nowiny do procesu leczenia człowieka? Najpierw musimy odkryć, że Jezus głosi Ewangelię jako posłany przez Boga: „na to wyszedłem”. Podobnie Paweł ma pełną świadomość tego, że głosi Ewangelię Bożą i czyni to za darmo (2 Kor 11,17). Co więcej, czyni to bardzo odważnie: „Chociaż ucierpieliśmy i – jak wiecie – doznaliśmy zniewagi w Filippi, odważyliśmy się w Bogu naszym głosić Ewangelię Bożą wam, pośród wielkiego utrapienia. (…). Jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, tak głosimy ją, aby się podobać nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca” (1 Tes 2,2.4; por. 2.9). Tak więc przez Ewangelię Jezusa sam Bóg leczy człowieka. Ewangelia, zaiste, niesie w sobie Lekarstwo nieśmiertelności! Jej wielkość nie ogranicza się do orędzia o życiu i zmartwychwstaniu Jezusa. Ona uobecnia dla człowieka to życie i to zmartwychwstanie!. Ewangelia skutecznie włącza tych, którzy ją przyjmują, w Jezusową boską Obecność, która przemienia. Kto wierzy w Ewangelię, jednoczy się przez nią z Jezusem, który był ukrzyżowany ale jest zmartwychwstały i żyje na wieki. Ewangelia, porównana przez Jezusa do „Chleba życia”, daje życie wieczne, czyli życie wypływające ze zmartwychwstania Jezusa. „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są Duchem i Życiem” – zapewnia Jezus Piotra i uczniów (J 6,63). To Jezusowe, wieczne Życie napełnia już teraz dusze wierzących, a w dniu ostatecznym wskrzesi także ich ciała. Ewangelia bowiem niesie tym, którzy ją przyjmują Ducha Ożywiciela.

W czasie swej ziemskiej działalności Jezus nie wyzwolił i nie uzdrowił wszystkich ludzi, którzy tego potrzebowali. Dzisiaj również wyzwala i uzdrawia wielu, choć nie wszystkich, którzy chcieliby zostać uratowani już „teraz”. Jednak każde takie wyzwolenie i uzdrowienie – dokonane przez Jezusa dwa tysiące lat temu czy dzisiaj – są niezwykle ważne. Stanowią dla nas niezawodny znak Jego mocy, która triumfuje i „dźwiga pokornych”, złamanych na duchu czy zanurzonych w „nocy udręki” – w nocy śmierci. Już zatriumfowała w Jego zmartwychwstaniu, a pełne zwycięstwo odniesie wtedy, gdy zostanie pokonana śmierć każdego wierzącego, jako ostatni i największy jego wróg.

Święta siostra Faustyna już w czasie ziemskiego życia mogła poznać radość i chwałę zmartwychwstałego Jezusa. Jednego roku przez cały Wielki Post wyjątkowo żarliwie rozważała Ewangelię o męce Jezusa i łączyła się z wszystkimi Jego cierpieniami. Gdy przyszła Wielkanoc, przeżyła coś przerastającego ludzkie wyobrażenia o życiu wiecznym: „Rezurekcja. Dziś w czasie rezurekcji ujrzałam Pana Jezusa w wielkim blasku. Który zbliżył się do mnie i rzekł: Pokój wam, dzieci Moje. I wzniósł rękę, i błogosławił. Rany rąk i nóg i boku, były niezatarte, ale jaśniejące. Kiedy się spojrzał na mnie z taką łaskawością i miłością, że dusza moja zatonęła cała w Nim – i rzekł do mnie: Wzięłaś wielki udział w męce Mojej, dlatego daję ci ten wielki udział w chwale i radości Mojej. Cała rezurekcja wydała mi się jedną minutą” (Dzienniczek, nr. 205).

3. Jezus w Eucharystii – „skutecznie leczy moją duszę i ciało”

Przed przyjęciem Komunii świętej kapłan odmawia modlitwę: „Niech przyjęcie Ciała i Krwi Twojej nie ściągnie na mnie wyroku potępienia, lecz dzięki Twemu miłosierdziu niech mnie chroni oraz skutecznie leczy moją duszę i ciało”. Zaiste, obecny pod postaciami Ciała i Krwi ukrzyżowany i zmartwychwstały Pan przychodzi nam ze skuteczną pomocą, gdy jesteśmy stroskani z powodu różnorodnych utrapień. Nade wszystko jednak karmi nas sobą – „Lekarstwem na życie wieczne”. Dziękujmy Mu dzisiaj za to z całego serca i wyznajmy razem z psalmistą: „Panie, Ty leczysz złamanych na duchu!” Co więcej, nie tylko leczysz i przewiązujesz im rany, ale mocą Bożej Ewangelii, którą sam jesteś, przemieniasz ich i dajesz im – jak św. Faustynie – „wielki udział w radości i chwale swojej”. W chwale Życia, które już nie jest bojowaniem, ani udręką, ani męczarnią, ani już nie przemija!

Źródło:biblista.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top