Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie [słowo na niedzielę]

Zawsze tam, gdzie jest mowa o modlitwie Jezusa na osobności, wydarzy się coś niezwykłego. W modlitwie Bóg stawia człowiekowi ważne pytania. Piotr wyznaje wiarę w Jezusa, jako Mesjasza Bożego. Skupia on swoją uwagę na tym, że Pan posiada moc uwalniającą ludzi z więzów zła.

Jezus przypomina, że należy patrzeć na Niego, jako Mesjasza Bożego, przez tajemnicę krzyża. Wrogość wobec Pana będzie narastała i doprowadzi do Jego śmierci.

Jezus będzie uniżony przez cierpienie, odrzucenie, zabicie. Wrogość, której doświadczy, jest Bożym planem, który ostatecznie prowadzi Go do wywyższenia w zmartwychwstaniu.

Gdy Jezus mówił do wszystkich, zapraszał do naśladowania Go. Prawdziwi uczniowie, jeśli za nim pójdą, muszą być przygotowani na szyderstwa, a nawet na męczeństwo, ponieważ muszą iść aż na krzyż. Krzyż jest w centrum tego zaproszenia. Przyjąwszy wiarę, chrześcijanie muszą uznać swoje życie za stracone dla królestwa. Tylko pełne oddanie się Jezusowi jest podstawą stracenia życia.

„Zaprzeć się”, to przyjąć, zgodzić się na to, że nasze życie nie będzie przebiegało według naszych upodobań, pomysłów, że nie będzie realizacją marzeń i wypełnianiem celów, jakie sobie usiłujemy nakreślać. To przyjąć krzyż, jaki daje Jezus, nie tłumacząc nam, dlaczego on jest taki, a nie inny, dlaczego w tym czasie, a nie trochę później. Jezus wprowadza nas w „noc ciemną”, na którą nigdy nie jesteśmy przygotowani. Nigdy, bowiem nie jesteśmy przygotowani na straty, na oddanie kogoś lub czegoś, bez czego nie wyobrażamy sobie życia. „Zaprzeć się”, to zgodzić się być pozbawionym tego, co miłe, dobre, kochane i czyste. Bóg chce inaczej, to znaczy lepiej dla mnie. On wie, co będzie lepsze, a ja nie jestem w tych sprawach zupełnie zorientowany.

Gdy przychodzi czas „zaparcia się”, „nocy ciemnej” ? zaczynamy uczyć się Jezusa Chrystusa, jakiego dotąd nie poznaliśmy. Jego droga zanim stanie się jasną, jest ciemną, zanim będzie miła, doświadczymy jej odrażającego widoku. Istnieje potrzeba „zaparcia się siebie”, żeby nie odrzucić Chrystusa. Pójście za Nim jest traceniem życia, przyzwoleniem na oddawanie tego, co jest centrum zainteresowania świata: piękno, miłość do ludzi, zrozumienie, bycie atrakcyjnym, lubianym, szanowanym. Tracimy „wszystko”, aby więcej otrzymać.

Jesteśmy przy Chrystusie nie rozumiejąc Jego nawet w małym procencie. Nie wiemy, dlaczego robi to, co robi, co w naszym rozumieniu jest niepotrzebne, a nawet absurdalne. Przychodzi czas buntu, gniewu, kontestacji, sprzeciwu. Gdy przychodzi czas „zaparcia się siebie”, samych siebie nie poznajemy. Odkrywamy siebie jako tych, którzy już nie wiedzą czy wierzą, czy też nie wierzą, kochają czy nie kochają, czy ich modlitwa ma sens, czy jest jedynie czczą gadaniną. W bólu doświadczeń poznajemy Boga i siebie. Jego ukrzyżowanie staje się naszym udziałem. To, w czym upatrywaliśmy własną wartość, znaczenie i wielkość, okazało się pomyłką, głupotą, dążeniem za iluzją.

Nasza wiara dojrzewa w taki sposób, że sami, z własnej woli nigdy byśmy tej drogi i tych metod nie wybrali. Najważniejsza w tym wszystkim jest obecność Jezusa. Bez Jego miłości można dojść do obłędu, rozpaczy, pomieszania zmysłów. Jedynie patrząc na Niego i słuchając Jego słowa, można zgodzić się chodzić „po omacku”, często błądząc, potykając się i upadając. To wszystko jest „uprawnione” na drodze wiary.

Ks. Józef Pierzchalski SAC

Źródło: przemiana.biblia.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top