Ten tekst z „Wysokich Obcasów” trzeba przeczytać, bo pokazuje on, że „nauczycielka seksu” w PRL, osoba, którą nadal traktuje się jako wzór, była osobą, która nic nie wiedziała o miłości.
Wywiad z córką Michaliny Wisłockiej – Krystyną Bielewicz – mrozi krew w żyłach normalnym ludziom. Pokazuje on bowiem, że osoba, którą nadal traktuje się jako nauczycielkę zdrowego życia seksualnego, była emocjonalnie niedojrzała, nie potrafiła kochać swoich dzieci, a kilkoro z nich zabiła. – W ogóle nie pamiętam z dzieciństwa dobrych rzeczy – zaczyna pani Bielewicz. A później jest już tylko gorzej. Dowiadujemy się o tym, że zarejstrowane jako bliźniaki dzieci (ona i jej brat) miały różne matki, bowiem tatuś miał ogromne potrzeby seksualne, a mama (czyli właśnie Michalina) na seks z nim nie miała ochoty. A żeby on nie był sfrustrowany to podsunęła mu najlepszą przyjaciółkę, z którą razem zamieszkali. Dwie kobiety mu jednak nie wystarczały, więc wciąż podrywał kolejne. – Pamiętam, że ojciec zawsze był z jakąś panią. Te panie się do niego tuliły, a dla mnie były słodkie i kochane. Przez serce dziecka chciały dotrzeć do serca taty. Mój ojciec podrywał wszystko, co się rusza. Wszystkie kobiety musiały być jego – opowiada Bielewicz.
Czytaj więcej na fronda.pl