To sprawa przedziwna i każąca zapytać o rzeczywistą niezależność sędziów w Polsce. Rozpoczęła ją publikacja serwisu kulisy24, który – bez podawania nazwiska – opisał przypadek pewnego sędziego, który na Twitterze poszukiwał wsparcia w sprawie taktyki, jaką powinni objąć niechętne rządowi PiS środowiska. Sędzia – anonimowy – miał dać się nabrać na podrobione konto jednego z dziennikarzy i pisać mu sugestie (a także potwierdzić swoją tożsamość) poprzez prywatne wiadomości.
Michał Majewski – współautor tekstu – odniósł się w czwartek do sprawy na Twitterze:
W sprawie sędziego mogę powiem tyle: Nie podaliśmy (i nie podajemy) jego nazwiska, bo prowokacja internauty (choć w założeniu żartobliwa).. wiązała się z przestępstwem, czyli kradzieżą tożsamości. Nie zmienia to faktu, iż sędzia zainicjował kontakt ze internautą, którego brał…..za słynnego przeciwnika rządu. Oferował spotkania, przesłał selfie sprzed komputera. Tłumaczenia (jeśli się pojawią), że ktoś wkradł mu.. .się na konto nie wytrzymują próby. Sędzia bowiem przyszedł na umówione spotkanie o określonej godzinie na jednym z warszawskich osiedli. Pod adres wskazany mu przez internautę. Jeśli zajdzie taka potrzeba, potwierdzę to w sądzie lub prokuraturze. Sędzia wreszcie wskazał internaucie ulicę, przy której mieszka
— napisał dziennikarz.
Majewski wrócił do tematu z powodu publikacji „Gazety Warszawskiej”, która utrzymuje, że anonimowy sędzia to Wojciech Łączewski, który wydał wyrok w sprawie Mariusza Kamińskiego i jego współpracowników w CBA.