Dla wielu może być rzeczą zaskakującą, że media lokalne w niektórych sprawach mają przewagę nad mediami centralnymi. Tak jest jednak. I to wcale nie w błahych sprawach.
Składa się na to kilka elementów. Oczywiście nie są one stałe. W każdej konkretnej sytuacji mogą być nieco inne, a także ich układ może się zmieniać. Na przykład nakład, autor tekstu, programu czy audycji, forma materiału dziennikarskiego. Myślę że dobrze będzie posłużyć się aktualnym przykładem. Jak prawie wszyscy wiedzą, nie tylko Warszawiacy, od kilkunastu miesięcy trwa w stolicy konflikt związany z pomnikiem Braterstwa Broni polsko – radzieckiej, monumentem nazwanym zgrabnie „Pomnikiem Czterech Śpiących”.
Tam gdzie stał ponad 50 lat, powstaje stacja metra. Trzeba go będzie albo ustawić w pobliżu poprzedniego miejsca, albo znaleźć dla niego całkiem nowe, albo wreszcie pozbyć się go na dobre i wyrzucić na śmietnik. W gruncie rzeczy bój toczy się o tę ostatnią kwestię. Czy zachować go dla Warszawy, czy pożegnać się z nim na stałe. Jak na razie końca sporu nie widać.
Nietrudno sobie wyobrazić, że jeśliby analogiczna sytuacja zdarzyła się w jakimś przeciętnym polskim mieście – dawno byłaby rozstrzygnięta. I to przy ogromnym udziale lokalnych mediów.
Podczas gdy w Warszawie głos środków przekazu na tle różnych wrzaw politycznych i innych ogólnokrajowych konfliktów niknie. To media lokalne są dla władzy świetnie słyszalne. Praktycznie nie ma możliwości, żeby samorząd lokalny nie reagował na opinie bądź naciski miejscowej czwartej władzy. Trudno sobie też wyobrazić, żeby taki spór trwał podobnie długo jak w Warszawie. Bez względu na to, jaki byłby kierunek jego rozwiązania, konflikt już dawno byłby zakończony.
Wbrew pozorom, w takich kwestiach czas na prowincji płynie o wiele szybciej niż w Warszawie, czy innych dużych miastach. Miejscowa władza musiałaby z cała pewnością podjąć decyzję o wiele szybciej, niż ta w Warszawie. Co więcej, najprawdopodobniej spełniłaby oczekiwania mediów. Wbrew wszelkim potocznym wyobrażeniom, że media lokalne nie mają wpływu na miejscowe władze, jest akurat dokładnie odwrotnie. To centralne dzienniki mogą publikować materiały krytyczne o ministrach, ale ich znaczenie jest nie większe, niż brzęcząca mucha latająca wokół nosa krytykowanego. Jeśli w mediach lokalnych pojawia się materiał krytyczny o jakimś radnym, a już nie daj Boże szefie komisji lub burmistrzu, jest rzeczą niemożliwą żeby nie było z jego strony takiej czy innej reakcji. Albo zacznie toczyć spór sądowy w obronie dobrego imienia, albo krytyczny materiał będzie równoznaczny z końcem jego kariery. Albo podejmie kroki jakiejś wojny podjazdowej.
Czy nie jest fajniej pracować w mediach lokalnych? Są zagrożenia, to prawda, ale są też o wiele częstsze chwile satysfakcji. Krytykowani przynajmniej wierzgają. Swego czasu odkryciem dla świata była maksyma „Małe jest piękne”. Parafrazując je można powiedzieć: „Lokalne jest piękne”.
autor: Jerzy Jachowicz
źródło: pogotowiedziennikarskie.pl