Geneza, historia i skutki meksykańskiej cristiady Viva Cristo Rey! (3)

Powstanie katolików  meksykańskich  przeciwko jakobińsko-masońskiej tyranii w latach 1926-1929,  zwane cristiadą albo guerra cristera, było skutkiem  prześladowań zmierzających nie tylko do pełnej laicyzacji Meksyku, ale  ostatecznie wręcz do  fizycznej eliminacji Kościoła katolickiego w tym  kraju. Dziś dokończenie dziejów Cristiady.

 Mimo braku wykształcenia wojskowego, cristeros zaczęli odnosić sukcesy w walce z federales. Pierwsze większe zwycięstwo odnieśli 23 II 1927 roku w bitwie pod San Francisco del Rincón w stanie Guanajuato, drugie – 15 III 1927 pod San Julián w stanie Jalisco. Spośród wielu samorodnych talentów guerilli wyróżnili się zwłaszcza: pochodzący z Cotija de la Paz w Michoacán aptekarz, działacz ACJM Jesús Degollado Guízar (?-1959), mianowany w 1927 roku przez LNDLR generałem dywizji i Szefem Operacji w Regionie Zachodnim; chłop – analfabeta Victoriano Ramírez López (?-1929), zwany El Catorce, czyli „Czternastka”: przydomek ów zawdzięczał temu, że po brawurowej ucieczce z więzienia w San Miguel de Alto udało mu się zlikwidować samodzielnie 14-osobowy oddział pościgowy, a także dwaj księża, którzy też zostali generałami cristero – Aristeo Pedroza (?-1929) i José Reyes Vega (?-1929), zwany „Pancho Villą w sutannie”. Dowódca federales, gen. Joaquín Amaro Domínguez (1889-1952), zaczął w odpowiedzi na sukcesy partyzantów stosować wobec ludności cywilnej brutalną taktykę, nazwaną „rekoncentracją”: mieszkańcom otaczanej miejscowości dawano krótki termin na wyprowadzenie się w inny rejon, a jeśli to nie nastąpiło, rozstrzeliwano bez sądu wszystkich napotkanych ludzi, palono gospodarstwa i profanowano kościoły. Po ustąpieniu Capistrana, który wyjechał do USA szukać wsparcia finansowego u katolików północnoamerykańskich, LNDLR mianowała szefem Gonzaleza Floresa, jednak ten został schwytany 1 IV 1927 roku i po okrutnym śledztwie (był m.in. biczowany, mimo to przed śmiercią przebaczył swoim oprawcom) zamordowany pchnięciem bagnetu; jako męczennik za wiarę, 20 XI 2005 roku został beatyfikowany wraz z 12 innymi przez papieża Benedykta XVI. Wówczas LNDLR… wynajęła wodza naczelnego (generalísimo) w osobie wyjątkowo uzdolnionego byłego generała artylerii armii federalnej, Enrique’a Gorostiety y Velarde (1890-1929), zresztą masona i ateistę, oferując mu żołd dwukrotnie wyższy od tego, który otrzymywał od rządu. Gorostieta, który po pewnym czasie podobno nawrócił się, zbudowany pobożnością swoich podwładnych (w liście do swojego przyjaciela pisał: „Czy z takimi ludźmi możliwa jest porażka? Nie, ta sprawa jest święta, i jest niemożliwe, żeby z takimi obrońcami przegrała”), przekształcił luźne oddziały gerylasów w zdyscyplinowaną armię.

 Na wyzwolonych terenach cristeros zaprowadzili własną administrację oraz otworzyli ponad 200 szkół katolickich. 1 I 1928 roku ogłoszona została konstytucja dla planowanego państwa katolickiego (La Constitución de los Cristeros). W jej pierwszym artykule naród meksykański „uznaje i składa hołd Bogu Wszechmogącemu i Najwyższemu Stwórcy Wszechświata”. Konstytucja zapowiadała, że najwyższą władzę w Meksyku sprawować będzie Chrystus Król. Miało to konsekwencje dla prawa cywilnego, takie m.in. jak niemożność rozwiązania małżeństwa (a jedynie ogłoszenia czasowej separacji). Konstytucja cristeros określała też, że przyszły Meksyk będzie państwem zdecentralizowanym i odbiurokratyzowanym, z szerokimi uprawnieniami samorządu terytorialnego, także w kwestiach podatkowych (władzę municypalną konstytucja traktowała jako „czwartą”). Zredagowany przez Miguela Palomara, a podpisany i ogłoszony w październiku 1928 roku przez gen. Gorostietę Plan z los Altos, ustanawiał najwyższą władzą cywilną LNDLR, natomiast dla armii „Wyzwolicieli” (Libertadores) przyjmował nazwę Gwardii Narodowej. Deklarując walkę przeciwko „barbarzyńskiemu rozkładowi bolszewickiemu”, powstańcy zapowiadali przeprowadzenie reformy rolnej za rzeczywistym odszkodowaniem dla właścicieli i z poszanowanie praw ziemian (hacendados) z jednej strony, a prawdziwym tytułem do ziemi dla chłopów, z drugiej strony. Zapowiadano również przyznanie prawa wyborczego kobietom.

 Do 1929 roku cristeros, których liczebność wzrosła do 50 000 (nadto około 25 000 kobiet – kurierek, łączniczek i sanitariuszek – tworzących Brigadas de Santa Juana de Arco, których komendantką była Celia Gómez), opanowali znaczną część kraju – od stanu Durango na północy do Chiapas na południu i od Atlantyku do Pacyfiku – lecz ani jednego większego miasta, ponieważ brakowało im broni ciężkiej, której nie mieli od kogo kupić. Co gorsza, w następstwie akcji rządowego prowokatora Mario Valdesa, który przeniknął do sił powstańczych, został niesłusznie oskarżony o zdradę i rozstrzelany Ramírez El Catorce. Inicjatywa wojskowa wciąż jednak należała do cristeros, którzy 21 IV 1929 roku odnieśli świetne zwycięstwo pod Tepatitlán w regionie Los Altos (stan Jalisco), choć w bitwie tej zginął ich dowódca, ks. Reyes Vega. Z kolei w czerwcu (prawdopodobnie 2 VI) 1929 roku zginął w zasadzce wódz naczelny cristeros, gen. Gorostieta. Ogółem wojna pochłonęła, według różnych szacunków, od 90 000 do 250 000 ofiar, przy czym straty rządowe przewyższały nieco straty powstańców. O ostatecznej klęsce cristeros zadecydowało kilka czynników.

 Po pierwsze, otwarte wystąpienie po stronie rządowej, dyplomatycznie i militarnie, Stanów Zjednoczonych, zabiegających (skutecznie) o uchylenie niekorzystnego dla kompanii amerykańskich artykułu 27. konstytucji, nacjonalizującego pola naftowe, a przy tym niechętnego katolickim powstańcom ze względów światopoglądowych. Od marca 1928 roku rząd USA dostarczał rządowi meksykańskiemu bomby i samoloty do zwalczania cristeros.

 Po drugie – paradoksalnie – wysokie szanse na zwycięstwo w wyborach prezydenckich w listopadzie 1929 roku, kandydata Narodowego Frontu Odnowicielskiego (FNR) oraz Partii Antyreelekcjonistycznej i Demokratyczno-Narodowej (PADN), konserwatywnego polityka i intelektualisty, José Vasconcelosa Calderona (1882-1959), który zawarł pakt z cristeros, zawarowując jednak jego wejście w życie dopiero po elekcji. Już wówczas powszechne było przekonanie – podzielane przez większość historyków – że Vasconcelos mimo przeszkód stawianych mu w kampanii (nawet skrytobójczych mordów na jego zwolennikach) faktycznie wygrał te wybory, lecz zostały one sfałszowane na korzyść kandydata Partii Rewolucji Meksykańskiej; w każdym razie oficjalne wyniki skandalicznie zaniżały jego rezultat (Ortiz Rubio – 93,55%, Vasconcelos – 5,32%). Dowodem naiwności (lub oportunizmu) biskupów jest to, że w wyborach poparli oni oficjalnie nie Vasconcelosa, lecz kandydata reżimowego, Pascuala Ortiza Rubio. Poparcie to narzucił Episkopatowi abp Díaz, nie kryjąc, że należy uznać wyniki wyborów, nawet jeśli dojdzie w nich do oszustwa.

 Prawdopodobieństwo sukcesu Vasconcelosa zmusiło Callesa do podjęcia ubiegającej rywala decyzji o zawieszeniu broni i podjęciu negocjacji z Episkopatem, ale z pominięciem powstańców. Trzeba tu zaznaczyć, że Calles, któremu konstytucja zabraniała reelekcji bezpośrednio po upływie pierwszej kadencji (w 1928 roku), pozostawał nadal faktycznym dyktatorem Meksyku jako Najwyższy Przywódca (Jefe Máximo) Rewolucji oraz lider – założonej oficjalnie 4 III 1928 roku na konwencji w Querétaro – Partii Narodowo-Rewolucyjnej (PNR), sprawującej aż do 2000 roku rządy faktycznie monopartyjne, z tym, że od 1938 roku pod nazwą Partii Rewolucji Meksykańskiej (PRM), a od 1946 – Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej (PRI). Ten system „nadprezydentury” Callesa, w którym kolejni prezydenci aż do 1936 roku byli marionetkami w ręku Jefe Máximo, nazwano Maximato.

 Trzecim powodem była ugodowa postawa papieża Piusa XI, który wprawdzie po raz kolejny potępił antyreligijne prześladowania w alokucji konsystorialnej Misericordia Domini (20 XII 1926), lecz polecił biskupom meksykańskim przyjąć ogólnikowe propozycje Callesa. 21 VI 1929 roku, w wyniku negocjacji pomiędzy p.o. prezydenta, Emiliem Portesem Gilem (1890-1978) a biskupami: Leopoldem Ruizem (przebywającym na wygnaniu w Waszyngtonie, jako delegat apostolski) i Pascualem Diazem, oraz papieskim agentem, amerykańskim księdzem Johnem J. Burke’m, przy mediacji ambasadora USA Dwighta W. Morrowa, zawarto porozumienie, zwane arreglos, czyli układami. Biskupi zobowiązali się odwołać „strajk” religijny i uznać konstytucję z 1917 roku, natomiast rząd zadeklarował, iż nie jest intencją ani Konstytucji, ani innych praw, ani rządu Republiki „zniszczyć tożsamość Kościoła katolickiego, ani żadnego innego, ani też wtrącać się w jakikolwiek sposób do ich funkcji duchowych” (destruir la identidad de la Iglesia católica, ni de ninguna otra, ni intervenir en manera alguna en sus funciones espirituales) oraz obiecał, że ustanowione prawa będzie stosował „bez tendencji sekciarskiej” (sin tendencia sectarista) i uprzedzenia (prejuicio). „Odnośnie do pewnych artykułów prawa, które zostały źle zrozumiane” (En referencia con ciertos artículos de la ley, que han sido mal compren­didos), zawieszono obowiązek rejestracji księży, dopuszczono nauczanie religii w kościołach, obywatele uzyskali prawo petycji w sprawie reformy konstytucji, Kościołowi obiecano zwrócić część kościołów. Jak informował prezydent E. Portes Gil w przemówieniu przed Kongresem 1 IX 1929 roku, przekazano kapłanom 858 kościołów i kaplic; w tym samym czasie jednak Calles dał specjalne przywileje protestantom, wydając im zezwolenia na otwarcie zborów oraz na kształcenie „misjonarzy” przez protestanckich pastorów z USA na okres sześciu lat. Powstańcy – którym prezydent udzielił „ustnej gwarancji” amnestii – mieli natomiast złożyć broń, i to pod groźbą ekskomuniki.

 Cristeros czuli się zdradzeni z powodu ugody zawartej za ich plecami (przeciwko rozpoczętym negocjacjom zdążył jeszcze zaprotestować gen. Gorostieta, a ks. Pedroza prosił w liście do arcybiskupa Ruiza, by pasterze nie wydawali swych owiec katowi), jednak posłuszni biskupom, z nielicznymi wyjątkami, jak Trinidad Mora z Durango, który walczył aż do grudnia 1929 roku, zaniechali walki i wrócili do domów. Ich obawy nie były bezpodstawne: niemal natychmiast po ogłoszeniu amnestii rozpoczęły się represje; jedną z pierwszych ofiar był ks. Aristeo Pedroza, rozstrzelany dwa tygodnie po zawieszeniu broni. Ogółem zamordowano około 500 dowódców i ponad 5000 szeregowych cristeros. Jak się wyraził przeciwny porozumieniu bp Leopoldo Lara y Torres, katolicy znaleźli się pod „płytą grobową narzuconą przez jankeski imperializm”, a ustalony modus vivendi okazał się być dla powstańców modus moriendi. Podobnie niezłomny bp José Manríquez y Zárate oświadczył, że „życie chrześcijańskie jest z natury rzeczy bojowaniem”, toteż  wszyscy chrześcijanie muszą „bronić skarbu wiary” (defender el tesoro de la fe), wszyscy są żołnierzami (soldados) i muszą walczyć z wrogiem będącym diabłem (el demonio), do oporu zobowiązują bowiem słowa Chrystusa o przyniesieniu przezeń nie pokoju, lecz miecza oraz, aby obawiać się nie utraty życia, ale tego, który może porwać duszę i ciało do piekła.

 Arreglos zostały zawarte również poza plecami polityków i intelektualistów katolickich, tworzących LDNLR i stanowiących polityczne kierownictwo powstania. Przewodniczący LDNLR – Rafael Ceniceros ubolewał nad zaprzepaszczeniem tej zdobyczy cristiady, iż katolicyzm „cierpliwy, uległy, anemiczny i tchórzliwy [wcześniejszych generacji]” (paciente, resignado, anémico y cobarde [de generaciones anteriores]) „został zastąpiony przez katolicyzm skuteczny, żywotny, płomienny, wojowniczy i zaczepny” (se ha trocado en un catolicismo operante, vivo, ardente, batallador y agresivo), który budził strach jego wrogów, pozostając zawsze wiernym papieżowi i Chrystusowi Królowi. Miguel Palomar przywoływał sławne zdanie bpa Wilhelma Emmanuela Kettelera: „najkrwawsze prześladowania przyniosły Kościołowi mniej szkody niż dworski serwilizm biskupów”. Ta opozycja LNDLR doprowadziła do cofnięcia jej uznania przez hierarchię: najpierw (6 XI 1929) Liga została zmuszona do usunięcia ze swojej nazwy przymiotnika Religiosa, stając się odtąd Krajową Ligą Obrony Wolności (LNDL), co sprawiło, że w krótkim czasie utraciła większość swoich członków, a w konsekwencji uległa rozkładowi po upadku „drugiej cristiady” z lat 30., ostatecznie znikając z życia w 1941 roku.

 Kto zaś był prawdziwym beneficjentem owych arreglos, zostało powiedziane wyraźnie przez prezydenta Portesa Gila na bankiecie masońskim 27 VII 1929 roku:„Drodzy Bracia, kler uznał teraz całkowicie państwo i otwarcie zadeklarował podporządkowanie się prawom. (…) Walka się nie zaczyna, walka jest wieczna. Walka rozpoczęła się przed XX wiekami. (…) Oświadczam przed masonerią, iż dopóki pozostanę w rządzie, stać będę bezwzględnie na straży prawa. W Meksyku państwo i masoneria stały się w ostatnich latach tą samą sprawą (el Estado y la Masonería en los últimos años han sido una misma cosa); dwoma podmiotami, które maszerują wspólnie (dos entidades que marchan aparejadas), ponieważ ludzie, którzy w ostatnich latach stanęli u władzy, zawsze potrafili solidaryzować się z rewolucyjnymi zasadami masonerii”.

 Jakkolwiek oceniać polityczno-społeczne, zwłaszcza krótkoterminowe, skutki owych kontrowersyjnych arreglos, istnieje jeszcze ponadczasowy, duchowy rezultat cristiady, jakim jest wzbogacenie martyrologium Kościoła meksykańskiego, tym samym zaś Powszechnego Ecclesia Militans. Za ostatnich dwóch pontyfikatów Kościół szczodrze docenił ofiarę męczenników, oddając im najwyższy możliwy wyraz hołdu, jakim jest wyniesienie na ołtarze. Papież Jan Paweł II kanonizował i beatyfikował łącznie (kolejno w latach 1988, 1992, 1995, 1997, 2000 i 2002) 53 męczenników meksykańskich z tego okresu. Kolejnych męczenników (3 księży i 10 świeckich) kanonizował 20 XI 2005 roku papież Benedykt XVI. Najmłodszym z nich był 14-letni José Sánchez del Río, który, mimo bestialskich tortur (obdarto mu skórę ze stóp i kazano chodzić po rozsypanej soli, a następnie przejść przez całe miasto), nie wyparł się wiary. Właściwą pointą wydają się tu więc słowa Jeana Meyera: „Stare, znane powiedzenie Tertuliana z pierwszych wieków Kościoła, mówiące, że krew męczenników jest zasiewem chrześcijan, nie jest stwierdzeniem mistycznym, tylko socjologicznym. W przypadku Meksyku rzeczywiście możemy tego doświadczyć”.

 Jacek Bartyzel

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top