„BEJBI BLUES” – Recenzja nowego filmu Katarzyny Rosłaniec [nie polecamy!]

Bejbi Blues to nowy film Katarzyny Rosłaniec – autorki znanych już „Galerianek”. Swoją droga, powinien nazywać się raczej „Dziecko techno remix” bo Bluesa w nim tyle co w disco-polo poezji…

Ale zacznijmy od początku. O czym właściwie jest film pani Rosłaniec? Już mówię. Nastoletnia Natalia (Magdalena Berus) zostaje matką, jak tłumaczy pani reżyser, po to, żeby „znaleźć sobie kogoś do kochania”. Okej, jedziemy dalej. Ojcem jest Kuba (Nikodem Rozbicki) , również nastolatek, maturzysta. Jakby to powiedzieć, Natalia nie za bardzo daje sobie radę z opieką nad maluchem. W międzyczasie poznaje Martynę, razem imprezują, dziecko podrzuca sąsiadce. Potem w mało chwalebny sposób zdobywa pracę. I jest problem, bo dzieciaka nie ma z kim zostawić. Nie zgadniecie co robi? Niesie niemowlaka na dworzec PKP i zamyka go w szafce na bagaż. Jak to zwykle dzieje się z dziećmi w szczelnie zamkniętych pojemnikach – chłopiec umiera. Natalię zgarnia policja, wściekły Kuba spuszcza jej wpierdziel, Natalia płacze, trafia do więzienia.. Ale ostatnia scena i tak bije wszystko na głowę.  Kuba ma widzenie z Natalią i wywiązuje się taki oto dialog:

–          Kuba, bo ja chce mieć jeszcze dziecko..

–          Teraz?

–          No… proszę.

–          Okej

I Natalia zaczyna się rozbierać w tej salce… NO LUDZIE NO…

Tego filmu nie da się już chyba sparodiować, bo jest on parodią sam w sobie. Zacznijmy od kompletnie nierealistycznie przedstawionego świata. Czy tak wygląda Warszawa? Rozumiem, są indywidualności wśród ludzi, no ale… Popatrzy na tą Natalię, albo na ten dziwny futurystyczny sklep, w którym ekspedientki chodzą z pomalowanymi na niebiesko ustami. O, albo ta impreza w kościele  i opętany DJ, który właśnie tę potańcówkę prowadził. To jeszcze nie wszystko, jedziemy dale. A ciężkie narkotyki, dostępne jak dropsy i do tego chyba w tej samej cenie co dziecinne cukierki? Bądźmy szczerzy, takie rzeczy się nie dzieją.

Po drugie – sztuczna gra aktorska. Kubie mówimy trzy razy nie. Natalia cały film przetrwała z tym samym wyrazem twarzy. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, ze to młodzi aktorzy, że nie mają doświadczenia. Ale mogliby się trochę postarać. Moją ulubioną postacią jest ta pani grana przez Katarzynę Figurę. Ogólnie lubię tę aktorkę, więc trochę to podratowała.

Nie podobał mi się wcale ten film, więc mogę jeszcze trochę sobie powymieniać. Fabuła filmu, jako całość źle się prezentowała. Pomysł był taki na dwa z plusem na zachętę, ale wykonanie było… fu.  Ja zrobiłabym to lepiej, pozdrawiam serdecznie. Dajmy na to sceny, które nic nam nie wnoszą: Natalia zakłada w milczeniu rajstopy, Kuba jeździ na deskorolce, opętany DJ macha głowa…  Odniosłam wrażenie, że ktoś tu po prostu naciąga czas filmu i robi mnie w bambuko.  Drugą sprawą dotyczącą może nie tyle fabuły filmu co montażu są przejścia między scenami. Niby fajne rozwiązanie, ale po jakimś czasie wkurza. Wygląda to mniej więcej tak : SCENA I – Natalia i Martyna są najlepszymi przyjaciółkami <10 sekund czarnego ekranu> SCENA II – dziewczyny pokłócone na śmierć. I DOMYŚL SIĘ CZŁOWIEKU O CO CHODZI.

Kolejnym minusem jest to, że takie problemy w Polsce niemal wcale nie istnieją. Podobnie było ze wspomnianymi „Galeriankami” – film był, ale czy ktoś tak na dobrą sprawę widział takie dziewczyny łażące po galerii i bez skrępowania zaczepiające facetów. Oooo, widzę las rąk.  Nie mówię, ze problem patologicznej rodziny tworzonej przez dwoje nastolatków i noworodka nie istnieje, ale nie w takim dużym stopniu. Lepiej było już zrobić film o cyganach żebrzących na ulicy, bo tych jest na gęsto i może ktoś by wreszcie coś z tym zrobił.

Zostaję mi jeszcze jeden punkt: za dużo tego wszystkiego. Odwołam się do filmy „Trzy metry nad ziemią”, potem drugiej jego części: „Tylko Ciebie chcę” . Nie wiążą się fabułą, poza tym tamten się spoko oglądało. Chodzi o to, że zarówno w życiu Ache, jak i naszej polskiej Natalii dzieje się za dużo złego. Rodzi się dzieciak, zawala szkołę, matka wyjeżdża, Kuba robi problemy, z nią też nie do końca jest w porządku… Takie rzeczy nie dzieją się w normalnym życiu, nie ma ekstremalnych pechowców. Zawsze jest coś dobrego.

Podsumowując: jeśli jeszcze nie widzieliście „Bejbi blues”, to nic nie tracicie. Szkoda tracić pieniędzy na kupowanie DVD, ba, nawet szkoda czasu na oglądanie tego w sieci. Lepiej już po raz kolejny obejrzeć sobie jakąś kreskówkę. Po seansie człowiek nie wie czy ma się załamać, czy zacząć się śmiać z tej parodii życia przedstawionej w filmie. Ja osobiście byłam zażenowana, bo polskich twórców stać na dużo więcej, a takimi filmami przestawiamy poziom poniżej przeciętnej. A pani Rosłaniec życzę filmu o prawdziwych problemach, jeśli takie właśnie filmy chce kręcić…

autor: PZA

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top