Porzucony program Jana Pawła II. O wymianie elit, czyli Duch znów odnawia oblicze tej ziemi

iektórzy uznają to za obrazoburcze, ale twierdzę, że wezwanie Jana Pawła II „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi” nie zostało zrealizowane. Po upadku komunizmu zbyt szybko próbowano odesłać je na cokoły pomników. A ono jest nadal kontrowersyjne i żywe. Bo „odnowi” to plan o wiele bardziej ambitny niż „odmieni”. Karol Wojtyła przedstawił konkretną wizję powrotu Polski do korzeni. Elity III RP za jego życia, a zwłaszcza po śmierci, konsekwentnie tę wizję odrzuciły. Dziś czas na odrzucenie tych elit przez Polaków.

Jak to – oburzą się autorytety – przecież trzeba być ślepym, by nie widzieć, że Duch oblicze tej ziemi odmienił. Fakt, mamy McDonaldy, centra handlowe, banki, pełne półki. Także więcej wolności słowa i religii. Nie mamy komunizmu, choć klany dawnych komunistów rządzą u nas biznesem, sądami, uczelniami, mediami itp.

Ten niewątpliwy postęp oznacza, że zniszczone zostało wiele przejawów zła wynikającego z niewoli, o których mówił Jan Paweł II. Choć wielu z nas czuje, posługując się przekornie tytułem płyty punkowego zespołu, że są to tylko „Większe klatki, dłuższe łańcuchy”. Ale nawet jeśli przyjąć za prawdziwy slogan, iż „mamy wolność”, to nadal daleko nam do realizacji papieskiego planu odbudowy polskiej tożsamości, powrotu do korzeni.

Kwaśniewski: to był papież-zawalidroga

1999 rok. W 20 lat po wypowiedzeniu tamtych słynnych słów Jan Paweł II przypomina je w polskim sejmie. Nie uznaje ich za spełnione do końca. Prosi, by Duch nadal wspierał proces przemian, służący odnowie oblicza tej ziemi. Burzliwą owacją przyjmuje te słowa cały sejm. Klaszcze prezydent Aleksander Kwaśniewski, klaszczą byli prezydenci Wojciech Jaruzelski i Lech Wałęsa.

Co myślał wówczas prezydent Kwaśniewski? Odważył się powiedzieć o tym dopiero trzy lata po śmierci papieża. 2 lutego 2008 r. mówił w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej”: „Jeżeli mówić o największych błędach Tuska, to polegają one właśnie na tym, że nie postawił sobie neutralności światopoglądowej państwa jako jasnego celu. On może zrobić więcej, aniżeli my – jak to mówicie – postkomuniści mogliśmy. My byliśmy cały czas w cieniu oficjalnego, państwowego antykatolicyzmu czy antyklerykalizmu, który obowiązywał w latach PRL-u, więc nasze pole manewru było ograniczone. Poza tym w Watykanie był Jan Paweł II”.

Trzeba przyznać, że to uczciwe postawienie sprawy: papież był dla nas zawalidrogą. Niestety, nie mogliśmy przeciwstawić mu się skutecznie, bo byliśmy za słabi. Ale wiem, że Donald Tusk myśli tak samo i ma możliwości, by z wizją JPII walczyć skuteczniej. Bo zawalidrogi w Watykanie już nie ma.

Przyjmijcie całe polskie dziedzictwo

Po odejściu Jana Pawła II pewien hierarcha intelektualista rzucił hasło: „Kremówki – tak, encykliki – nie”, sugerując powierzchowność przyjęcia przez Polaków papieskiego nauczania. Trudno o większe nieporozumienie.

Kremówki i encykliki stanowiły jedność. Kremówki były ilustracją do encyklik. Były jak zdjęcie świetnego fotografa, które wzmacnia wymowę artykułu w gazecie. Zachęca do jego przeczytania. A nawet tym, którzy go nie przeczytają, pozwala dotknąć jego przesłania.

Jeśli głębiej się zastanowić, to pogardliwy stosunek do kremówek był czymś więcej. Wyrazem abdykacji elit III RP z wysiłku rozmowy ze zwykłym człowiekiem. Precyzyjniej: wysiłku znalezienia takich kanałów komunikacji, które pozwolą podnosić go na wyższy poziom.

Tymczasem JPII opuszczał wyżyny Stolicy Apostolskiej, by właśnie budować rzecz tak prozaiczną, techniczną jak kanały komunikacji z prostym człowiekiem. W swoich homiliach szukał on w polskim krajobrazie punktów zaczepienia przynależących do dawnej, przedkomunistycznej Polski. Wizualnych, plastycznych, bo Wojtyła czuł świetnie, jak obraz potęguje siłę oddziaływania słów.

Na zakończenie pierwszej pielgrzymki w 1979 r. mówił: „I dlatego pozwólcie, że – zanim odejdę – popatrzę jeszcze stąd na Kraków, na ten Kraków, w którym każdy kamień i każda cegła jest mi droga – i popatrzę stąd na Polskę… Proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię »Polska«, raz jeszcze przyjęli (…), abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy”.

Ten ton nie zmienił się, a może i wzmocnił, w homiliach z czasów III RP. W 1997 r. mówił w Zakopanem: „Kiedy kończył się wiek XIX, a rozpoczynał się współczesny, ojcowie wasi na szczycie Giewontu ustawili krzyż. Ten krzyż tam stoi i trwa. (…) Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym”.

Nie podcinajcie korzeni, przyjmijcie całe polskie duchowe dziedzictwo – to istota papieskiego programu.

Hołd złożony niezłomnym

Program „odnowy oblicza tej ziemi” nakreślony został wyraziście, stanowczo, niemal apodyktycznie. Jest to testament pokolenia Karola Wojtyły, który urodził się w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. Jest on emanacją jego wartości, wrażliwości, historycznego doświadczenia.

Dlatego program ten najbardziej wyraziście papież zarysował w czasie homilii, jaką wygłosił 30 maja 1982 r. w Londynie, do powojennej polskiej emigracji. Nazwał wtedy ową wykpiwaną za niezłomność emigrację „rdzeniem Polski walczącej o świętą sprawę swej niepodległości”.

I wskazywał rodowód tych, którzy tworzyli ten rdzeń: „Taką Polskę stanowili lotnicy broniący Wysp Brytyjskich, dywizje i brygady walczące pod Narwikiem, dywizje i brygady nadciągające z głębi republik radzieckich wschodniej Europy i Azji, a potem przez Persję, Bliski Wschód, Egipt i Libię, na Półwysep Apeniński, pod Monte Cassino, przywracając wolność »ziemi włoskiej«”.

Teza stawiana przez polskiego papieża była radykalna: to wartości niezłomnej emigracji są tymi, które powinna przyjąć kiedyś za swoje cała Polska: „To, co mówię, płynie z żywego poczucia historii. (…) Jesteście dla mnie (…) przede wszystkim żywą częścią Polski (…), właśnie w tej części, w szczególny sposób żyje całość (…). Nie mogę nie wypowiedzieć przede wszystkim tej prawdy o was: prawdy, którą zawsze czułem. Czułem jej organiczną prawdziwość – i zarazem jej głęboką tragiczność”.

Jeszcze bardziej jednoznacznie papież ujął to w słowach: „»Nieobecni« nie tylko »nie mają racji« – oni równocześnie składają dziejowe świadectwo. Mówią o Polsce, jaka była – i jaką powinna być”.

Dwa lata później Adam Michnik opublikuje swój artykuł wykpiwający tych samych emigrantów, zatytułowany „Niezłomny z Londynu”.

Prowokowanie niewolników

Tymczasem papież robił wszystko, by w księżycowy krajobraz blokowisk wszczepić na nowo historyczną Polskę. Wierzył, jak Zbigniew Herbert, że choć nie ma już „Miasta”, po którym zostało „puste miejsce”, to „wciąż ponad nim drży powietrze po tamtych głosach”.

Dzielił się doświadczeniem swojego pokolenia. Teatrzyk szkolny, znajomość antycznej klasyki, fascynacja nową grą – piłką nożną, wspomnienie Brata Alberta – opiekuna biedaków i artystów, nauki łaciny, greki i geometrii, żydowskich kolegów w klasie, także kremówek po maturze – to wszystko pojawia się setki razy w powieściach i wspomnieniach jego rówieśników.

Było to słuchane przez miliony Polaków z uczuciem ciepła w sercu, mimo że większości było już nieznane. Czuli się niczym sieroty, którym ktoś przywołał jakieś niejasne wspomnienie z dzieciństwa tak wczesnego, że nie mieli prawa go zapamiętać.

Tylko że to uczucie ciepła dotyczyło nie tylko sentymentalnych wspomnień, lecz także tęsknoty za polską myślą państwową. Jan Paweł II był mistrzem w prowokowaniu u niewolników tęsknoty za wolnością.

Tylko z Chrystusem i tylko na Zachodzie

Czy inteligencja żyjąca w PRL mogła podjąć realizację tego programu? Odpowiedź na to pytanie nie była od początku jasna. Przecież w stanie wojennym pisarze i aktorzy występowali w kościołach.

Z pierwszym otwarcie wyrażonym „nie” spotkał się z jej strony Jan Paweł II w pierwszej połowie lat 90. Podczas pielgrzymki z 1991 r. papież podnosił głos, a media zarzucały mu, że nie rozumie nowej rzeczywistości.

W tym samym 1991 r. Jan Paweł II w encyklice „Centesimus Annus” pisał o państwach postkolonialnych: „W chwili formalnego odzyskania państwowej suwerenności kraje te często rozpoczynają dopiero budowanie autentycznej niepodległości. (…) Decydujące dziedziny gospodarki pozostają jeszcze w rękach wielkich przedsiębiorstw zagranicznych, które nie chcą w trwały sposób wiązać się z rozwojem goszczącego je kraju; nawet polityka znajduje się pod kontrolą obcych sił”.

Odpowiedź udzielona elitom III RP już całkiem wprost padła w 1995 r. i ujęta została w bardzo zdecydowanych – jak na Głowę Kościoła – słowach w liście do „Tygodnika Powszechnego”: „Odzyskanie wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na Papieża. (…) Chodziło o to, aby zatrzeć w pamięci społeczeństwa to, czym był Kościół w życiu Narodu na przestrzeni minionych lat”.

Papież nie dał się zepchnąć do defensywy. Jego pielgrzymka z 1997 r. odbywała się pod hasłem „Chrystus wczoraj, dziś i na wieki” tysiąc lat po śmierci św. Wojciecha, a obejmowała także kanonizację królowej Jadwigi.

Ale fakt, że program Jana Pawła II był emanacją idei jego pokolenia, spowodował, że opowiedział się on za wstąpieniem Polski do UE. Mówił o jej przeciwnikach: „Doceniam ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego Narodu (…). Muszę jednak podkreślić raz jeszcze, że Polska zawsze stanowiła ważną część Europy i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów, opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji. Wejście w struktury UE, na równych prawach z innymi państwami, jest dla naszego Narodu i bratnich Narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości”.

czytaj dalej

źródło: niezalezna.pl

 

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top