Polską lokalną rządzą sitwy i udzielni książęta. A tacy jak prezydent Gdańska Paweł Adamowicz są nietykalni

Polską lokalną rządzą sitwy i udzielni książęta. A tacy jak prezydent Gdańska Paweł Adamowicz są nietykalni.

Dlaczego ktoś taki jak Paweł Adamowicz może wygrać kolejne wybory na prezydenta Gdańska? Odpowiedź można by ograniczyć do dwóch słów: układ i klientyzm. I to jest prawdziwy problem polskich samorządów, a właściwie ich największa patologia. Adamowicz może się bawić w ciuciubabkę z wymiarem sprawiedliwości, może kpić z Platformy Obywatelskiej, w Gdańsku robić praktycznie, co chce, gdyż przez prawie 20 lat urzędowania na stanowisku prezydenta miasta stworzył samowystarczalną sieć wzajemnych usług i zależności. Gdyby nie afera Amber Gold i występy Adamowicza w roli burłaka ciągnącego samolot jej spółki córki, pewnie żaden organ państwa nie zwróciłby uwagi na jego swawolne oświadczenia majątkowe (wszak prokurator zainteresował się nimi dopiero w marcu 2015 r.). Ale mimo działań prokuratury i stawania przed komisją ds. Amber Gold, Adamowicz może nadal demonstrować tupet, zapowiadać start w wyborach, pogrywać na nerwach Sławomira Neumanna, przewodniczącego klubu PO i wysłannika Grzegorza Schetyny na negocjacje. A przede wszystkim Adamowicz całkiem otwarcie kpi sobie z każdego, kto go pyta o majątek i różne operacje na nim. Wygląda na to, że organy państwa są bezradne, a mieszkańcom Gdańska nic nie przeszkadza w popieraniu obecnego prezydenta, skoro zdecydowanie prowadzi on w sondażach.

Paweł Adamowicz jest dowodem na to, że nawet w prawie półmilionowym mieście można wygrać wybory w oparciu o układ i klientelę, choć przecież ratusz nie uzależnia od siebie aż tylu osób, np. przez posady i różne beneficja, żeby w wyborach stanowili większość. Ale jednak tworzy sieci zależności, dzięki którym wystarczająca liczba wyborców uważa, że głosowanie na Adamowicza się opłaca albo są przekonani, iż niegłosowanie na niego może im zaszkodzić. Niby głosowanie jest tajne, ale mieszkańcy (także w wielu innych miastach i miasteczkach w Polsce) są przekonani, że lokalny układ i główny boss mają sposoby, by się dowiedzieć, jak głosowali. Dlatego wolą nie ryzykować, bo przecież prawie każdy ma coś do załatwienia w ratuszu czy urzędzie, liczy na przychylność w różnych sprawach albo całkiem otwarcie na dowody wdzięczności, choćby było to iluzoryczne. Czy przypomina to południowe Włochy, a szczególnie Sycylię? Jak najbardziej. Ten system tak działa, żeby mieszkańcy byli przekonani, iż jest wszechmocy, nieobalalny i nietykalny. I kiedy Paweł Adamowicz otwarcie pogrywa sobie z wymiarem sprawiedliwości oraz Platformą Obywatelską, to właśnie po to, żeby zakomunikować gdańszczanom, iż jest wszechmocny, nieobalalny i nietykalny. A skoro tak, to nawet wyborcy spoza układu, sieci zależności mogą uznać, że głosowanie na niego jest jedynym racjonalnym wyborem, choćby musieli zatykać przy tym nos.

Układy i sieci klientystyczne w Polsce samorządowej, a w Gdańsku w szczególności, działają tak, że niewielka grupa faktycznie na tym korzysta, a duża grupa żyje złudzeniami i nadzieją, iż może skorzystać. I te złudzenia są sprytnie podtrzymywane, bowiem co jakiś czas, ktoś spoza układu coś zyskuje, żeby rozeszła się wiadomość, iż system nie jest zamknięty na przeciętnych mieszkańców. To klasyczna metoda utrzymywania bezpiecznego poziomu poparcia oraz trzymania własnego szerokiego zaplecza w gotowości. De facto to system w pełni oligarchiczny, pasożytniczy i zamknięty, ale na zewnątrz bardzo dba o to, żeby uchodzić za demokratyczny, otwarty i jakoś tam sprawiedliwy. A kiedy się rządzi przez 20 lat, nie tylko ma się szeroką wiedzę o elektoracie, ale przede wszystkim sprawdzone metody manipulowania ludźmi poprzez umiejętne sterowanie ich złudzeniami, nadziejami i obawami. Umiejętnie wykorzystuje się też lokalny patriotyzm, bo przecież ci z Warszawy nie mogą bezkarnie bić naszego, choćby nie miał on najlepszej opinii. I tacy jak Paweł Adamowicz przedstawiają się jako ofiary władzy centralnej, która miesza się w sprawy samorządowe i próbuje rozgrywać lokalną społeczność.

Długo urzędujący prezydenci miast (ale także marszałkowie województw, np. Adam Struzik z PSL) stają się swego rodzaju lokalnymi książętami udzielnymi. Nie tylko kontrolują wszystko to, co dzieje się na ich terenie i mają wystarczająco dużo uzależnionych od siebie ludzi, ale też utrzymują dwór i całkiem ostentacyjnie panują. Wizerunek i styl zachowania księcia ułatwia rządzenie i wzmacnia respekt poddanych. A jeśli książę może sobie bezkarnie igrać z władzą centralną, jego pozycja jeszcze się wzmacnia. Z czasem rośnie też liczba współodpowiedzialnych za to, co robi książę, także w sensie odpowiedzialności prawnej. Bo ktoś taki dąży do „umoczenia” jak największej liczby swoich dworzan, żeby wspólnota umoczonych była wobec siebie lojalna i w razie kryzysu nikt nie sypał. Dlatego tak trudno jest przerwać zmowę milczenia w lokalnym układzie bądź sitwie.

więcej

źródło: wpolityce.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Komentarze do: “Polską lokalną rządzą sitwy i udzielni książęta. A tacy jak prezydent Gdańska Paweł Adamowicz są nietykalni

  1. Adamowicz i Karnowski

    … „Dba o interesy Polski Adamowicz i Karnowski Łysy Gość i długie włoski Adamowicz i Karnowski Bo najbardziej o nas dba Długi lok i łysa pała. No bo kiedy są wybory Ty z uśmiechem gnasz Adamowicz nie jest wzorem Głos na niego dasz” …

    A nasz miejscowy Adamowicz chyba też sobie zrobił włoski. 😀

    https://www.youtube.com/watch?v=t5-HH99IAwg

    Reply
  2. Dobre to MAFIA

    Ale całe lokalne towarzycho nie chce przejrzeć na oczy, woli wierzyć, że żaden układ zamknięty nie istnieje, gdyż „żyją złudzeniami i nadzieją iż mogą skorzystać” jak pisze autor. Czy to nie to samo o czym pisał redaktor dawno już temu przed wyborami, pora wrócić do tych tematów….

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top