Krokodyle łzy przewodniczącego Dudzika

Podczas listopadowej sesji Rady Gminy Garbów przy okazji głosowania nad przyjęciem protokołu z poprzedniej sesji pan przewodniczący Jan Dudzik ubolewał, czy wręcz oburzał się, że protokół nie jest przyjmowany jednogłośnie. Podobne „żale” miały już miejsce podczas poprzednich sesji. Dokładnie zarzut przewodniczącego w stosunku do radnych, którzy wstrzymali się od głosu, polegał na tym, że choć nie złożyli oni żadnych uwag do przedstawionego projektu protokołu nie głosowali też za przyjęciem jego treści.

Obłudna troska

Troskę przewodniczącego o „jednomyślność” w tej sprawie należy uznać za obłudną. Muszą Państwo wiedzieć, że treść projektu protokołu, który ma być głosowany podczas danej sesji, radni otrzymują w czasie trwania tej sesji. Protokoły mają różne długości., Z reguły jest to około ośmiu gęstych stron tekstu. Zdarza się też kilkanaście stron. Powstaje pytanie, w jaki sposób radni, którzy chcieliby na poważnie wnieść swoje uwagi, mogą najpierw w czasie trwania obrad zapoznać się spokojnie z tekstem przygotowanym przez sekretarza, a następnie sformułować swoje uwagi? Takiej fizycznej możliwości po prostu nie ma. A należy przy tym pamiętać, że osoba przygotowująca protokół czyli Sekretarz Gminy Garbów  jest podwładnym Wójta Gminy Garbów, a nie podwładnym Rady Gminy. Nadzór nad jego wizją zapisu przebiegu obrad w sposób naturalny domaga się kontroli Radnych i nie ma w tym nic zdrożnego. Wszak w przeszłości mieliśmy do czynienia z różnymi ominięciami lub zbyt pobieżnymi opisami poszczególnych dyskusji. Sam tego doświadczyłem, gdy zabierałem głos podczas sesji Rady Gminy w sprawie farm wiatrowych. Moje ponad 30 minutowe wystąpienie wraz z burzliwą dyskusją zostało lakonicznie zamknięte w 2 linijkach tekstu, które dodatkowo nie oddawały adekwatnie sensu całej wypowiedzi. To kpina z protokołowania. Na zarzuty, że to niezgodne z rzeczywistością, pan sekretarz odpowiedział, że rada nie jest miejscem do robienia sobie reklamy… To oczywiście przekroczenie kompetencji sekretarza, który nie ma prawa do takich wypowiedzi. Nie on wszak decyduje o tym, kto i co może powiedzieć na sesjach Rady Gminy. On ma to jedynie skrzętnie i zgodnie z rzeczywistością to zapisać.

Pozorna dyskusja, mechaniczne głosowanie

Zaproszenie i projekty uchwał radni otrzymują około tygodnia przez daną sesją. Niestety nie otrzymują oni wtedy projektu protokołu, nad którym będą głosować. Nie widać niczego, co obiektywnie mogłoby stać na przeszkodzie, aby tak właśnie było. Z pewnością jest to ewidentna nieprawidłowość proceduralna, która uniemożliwia w praktyce, to co według sensu regulaminu, ale też zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, ma być zapewnione. Tym samym czyni się całe głosowanie i „dyskusję” nad przyjęciem protokołu czynnością pozorną i mechaniczną. I tak zamiast świadomej decyzji radnych, mamy zwykłą maszynkę do przyjmowania protokołów przygotowanych wcześniej przez pracownika Wójta Gminy Garbów, którego Rada Gminy ma przecież OBOWIĄZEK nadzorować. Czy o taki samorząd i taką demokrację walczyliśmy? My, nie.

Temat już był poruszany, ale przewodniczący i większość radnych nie wyrazili zainteresowania…

Warto przypomnieć, że temat wcześniejszego udostępniania protokołów radnym był już kiedyś podczas sesji Rady Gminy poruszony przez radnych Wspólnoty Garbowskiej. Wtedy większość Radnych nie wyraziła zainteresowania tą sprawą, a tym samym skazała tych, którzy są jednak tym zainteresowani i swoje obowiązki próbują traktować poważnie, na każdorazowe dopominanie się o wcześniejsze przesyłanie protokołów u sekretarza. Osobiście ciekawy jestem, czy i kiedy większość radnych głosujących zawsze „za” czyta projekty protokołów. Odpowiedź jest oczywista. Nie muszą tego robić. Nie ma żadnego zagrożenia, gdyż protokoły są przygotowywane przez osobę podległą strukturalnie wójtowi, którego się przecież popiera w większości przypadków z rozdzielnika, jako pochodzącego ze swojego lub zaprzyjaźnionego stronnictwa.  Przypomnijmy tu, że prośby o przyjęcie formalnego, proceduralnego wymogu wcześniejszego przesyłania radnym projektu protokołu wraz z zaproszeniem na sesję Rady Gminy nie wsparł skutecznie również sam przewodniczący Jan Dudzik. To pozwala na stwierdzenie, że jego ostatnie „łkania”  o braku „jednomyślności” w tej sprawie, to wylewanie krokodylich łez. Niech najpierw pan przewodniczący zapewni zgodnie ze zdrowym rozsądkiem czas na realną możliwość zapoznania się radnych z dokumentem, a potem dopiero niech leje łzy i narzeka na brak upragnionej „jednomyślności”.

Proceduralne i „techniczne” uchybienia, które utrudniają prowadzenie obrad

Takich praktycznych uchybień w przewodzeniu radą przez pana Dudzika można wymienić więcej. Począwszy od tych „technicznych” czyli na przykład niezrozumiałego sposobu odczytywania tekstów uchwał, listów i protestów kierowanych do Rady, poprzez samą jakość prowadzenia, która uniemożliwia czasem swobodne dokończenie wypowiedzi i poddanie pod głosowanie niektórych wniosków opozycji, aż po nieumieszczenie w porządku obrad „niejednomyślnej” inicjatywy radnych, choć wniosek taki został złożony pisemnie i w odpowiednim terminie – przykład ekspertyzy wodnej, którą radni Wspólnoty wprowadzili dopiero przez stanowczość i zabranie w tej sprawie głosu na sesji. W zaproszeniu na sesję przewodniczący Dudzik tego punktu nie umieścił.

Przerywanie wypowiedzi, zakrzykiwanie, tendencyjne umniejszanie powagi „niewygodnych” radnych  czy tworzenie niepotrzebnego zamieszania podczas obrad w czasie gdy potrzeba najwyższej uwagi to ciągle jeszcze garbowski standard przy każdej trudniejszej dyskusji.  Ostatnio zauważyłem jeszcze jedno utrudnienie w obradach. Tym utrudnieniem  jest „zniecierpliwienie urzędnicze”, które gdy go dany radny zadając pytanie nie uszanuje i się go nie zlęknie, przeradza się w niegrzeczność, a nawet w złośliwość, którymi to środkami, jak można przypuszczać, próbuje się zniechęcić delikwenta do dalszych pytań. Na przykład pytanie radnego Barszcza co się dzieje ze znakiem drogowym, o który mieszkańcy prosili 5 miesięcy temu powoduje niczym nieuzasadnioną a zupełnie niewłaściwą irytację pani wice wójt Małgorzaty Sanaluty.  Inny przykład. Mieszkaniec, który mówi, że uważa za szkodliwe budowanie wiatraków 700 m od danej wsi jest od razu uznany za takiego, co „chce wrócić na drzewo” albo „do furmanki”. Tak właśnie, „merytorycznie” a za to bardzo „uprzejmie” wyraził się kiedyś wiceprzewodniczący Rady Gminy Zenon Koput podczas dyskusji. Można by zalecić panu wiceprzewodniczącemu, aby on sam w ogóle nie schodził z drzewa, ale wszedł jeszcze wyżej, abyśmy nie musieli takich rzeczy od niego więcej wysłuchiwać. Cel takich zachowań jest jeden. Uciąć lub przynajmniej opóźnić i utrudnić „niechciany” dialog obywatelski dotyczący naprawdę istotnych spraw. Ale to temat na oddzielny tekst.

Refleksja na koniec

Kiedyś PRL, a obecnie system III RP uwielbia robić z wszystkich obywateli swoich klientów, którzy stoją w kolejce i proszą władzę o to czy tamto. Kiedyś staliśmy w kolejce po mięso i cukier (sic!), a teraz chcą abyśmy stali w kolejce po swoje prawa.  To swoiste postkomunistyczne znamię, które będziemy musieli jeszcze jakiś czas zmywać zarówno z siebie jak i z naszych urzędników. Śpieszmy się z tym, abyśmy kiedyś nie musieli wstydzić się przed naszymi dziećmi, że tak długo tę ohydną palmę tolerowaliśmy i że nic nie zrobiliśmy.

autor: Robert Fiutek

 

 

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top