Kolumbowie rocznik… 2000…

1 sierpnia 1944. Chodząc dziś ulicami Warszawy próbuję wyobrazić sobie, jak wyglądał wtedy Plac Zbawiciela, Wola, Starówka… I co motywowało tamtych chłopaków, tamte dziewczyny do rzucenia „na stos” swego młodego życia.

Dwadzieścia lat wolności po 123-letnich rozbiorach wykorzystano bardzo dobrze. Rodzina, kościół, szkoła – to wszystko pracowało na rzecz odbudowy polskości i narodowej dumy. Efekt był taki, że 1 sierpnia 1944r opisane przez Romana Bratnego pokolenie bohaterów powieści „Kolumbowie. Rocznik 20.” nie miało żadnych wątpliwości co do konieczności podjęcia walki z Niemcami.

Pięć lat mordowania Polaków, nadzieja na alianckie wsparcie i zagrożenie związane z nadciągającą „czerwoną zarazą”, z którą nasi rodacy na Kresach zetknęli się już w latach 1937-38 (grubo ponad 100 tys. zamordowanych i drugie tyle wywiezionych na Sybir) i po 17 września 1939r. (ciąg dalszy eksterminacji Polaków przez Stalina z ludobójstwem na polskiej inteligencji w Katyniu) – to wszystko dopingowało Warszawiaków do wzięcia spraw w swoje ręce. I nie były to czcze obawy; gdy niemieccy bandyci dorzynali warszawskich powstańców i ludność cywilną (rzeź Woli), na zajętej przez Armię Czerwoną Pradze NKWD rozpoczęło swój masowy, krwawy terror, torturując i mordując akowców. Zatem Niemcy oszczędzili Rosjanom „pracy” na „wyzwalanych” przez nich ziemiach, podobnej do późniejszych hekatomb (vide: Obława Augustowska czy wybijania żołnierzy wyklętych)…

Niestety, 29 lat tzw. „wolniej” Polski (tzw. III RP) nie zaowocowało odtworzeniem tradycyjnego polskiego patriotyzmu. Wręcz przeciwnie – nastąpił przyspieszony demontaż polskości, w którym rolę przewodnią odegrało nachalne promowanie anty-dekalogu („róbta co chceta”) i wykorzystanie lewackiej popkultury jako elementu demoralizującego młode pokolenie. To nie przypadek, że dogadani przy okrągłym stole czerwoni, różowi i zblatowana z nimi część dawnej opozycji postawili na medialne promowanie głupawki, obsceny i skandalu w miejsce odwiecznych wartości i narodowej tradycji. Potęga oddziaływania zależnych od nich mediów mainstreamowych zaowocowała pochwałą kosmopolityzmu i wytworzeniem mody na „olewanie” Rzeczypospolitej – że przypomnę tylko dewizę Donalda Tuska: „Polskość to nienormalność”. Ten slogan wtłaczano młodzieży do głów, wykorzystując wszelkie możliwe metody: radio, telewizję, kinematografię, polskojęzyczną prasę itp. itd. Zaniżano poziom rozrywki, wprowadzano pornografię, gender, LGBT, promowano lewackie myślenie i tzw. „europejskość” jako antidotum na nasze „ciemnogrodzkie” zacofanie. Kryzys tożsamości jest już widoczny na Zachodzie, przegrywającym starcie z inwazją agresywnego islamu. Nikt nie chce bronić tradycji swego kraju; Francja, Niemcy czy Szwecja skazały się już same na los ofiar.

Każdego – kto z perspektywy dzisiejszej wiedzy historycznej – podważa sens wybuchu Powstania Warszawskiego (a co się z tym wiąże – sens jakiejkolwiek walki zbrojnej w obronie swej wolności) – ostrzegam: wywieszenie białej flagi i uległość wobec najeźdźcy nie jest najlepszym sposobem na przeżycie. Wojna totalna Hitlera zakładała wyniszczenie narodu polskiego i innych nacji niezależnie od stopnia ewentualnej kolaboracji z Niemcami. Policję żydowską w getcie czekał na końcu taki sam los, jaki zgotowano wcześniej ich wysiedlonym do Auschwitz pobratymcom. Przypominam, że wielu chcących uchronić się przed eksterminacją niemiecką Polaków podpisujących „folkslistę” w końcu i tak znalazło się w bezimiennej mogile gdzieś pod Stalingradem lub na innych frontach III Rzeszy…

Analogie do czasów współczesnych są oczywiste… Czy brak reakcji zachodnich społeczeństw na zawłaszczanie przestrzeni publicznej przez wojujący islam (całe dzielnice są już wyłączone spod jurysdykcji oficjalnych władz) pozwoli żyć spokojnie pozostałym (chrześcijanom, żydom, ateistom, białym)? Wiadomo, że nie; wręcz przeciwnie – skala przemocy, gwałtów i masakr będzie się nasilać. Tymczasem nasi przodkowie mieli w sobie wolę walki z takimi właśnie patologiami.

Czy w 1920 r. Polakom dawano nam jakiekolwiek szanse na pokonanie Armii Czerwonej, prącej na Warszawę po łatwe zwycięstwo? Gdybyśmy wtedy ulegli tzw. zdroworozsądkowym spekulacjom i poddali się, dziś nie było by już naszej Polski.

Przez ostatnie trzy dekady rozbrajano nas mentalnie. To, co stało się z polską kulturą jest najlepszym dowodem upadku moralności twórców. Wzorcowy polski artysta (tzw. „europejczyk”) prędzej zanuci „Sorry, Polsko, nie przeleję za ciebie ani kropli krwi” niż zhańbi się stworzeniem dzieła niosącego współczesne, patriotyczno-historyczne przesłanie. On nawet wstydzi się za granicą rozmawiać po polsku…

I to odtworzenie polskości w świadomości narodu jest najtrudniejszym, najważniejszym zadaniem stojące dziś przed naszym rządem, a zwłaszcza MKiDN i MEN. I będę to powtarzał do skutku – bo to jest najważniejsza misja tych państwowych instytucji, mogąca ponownie scementować Polaków i przywrócić nam wszystkim polską normalność.

więcej

źródło: wpolityce.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top