„Jeśli się nie nawrócicie…” [słowo na niedzielę]

Temat Bożej cierpliwości wobec grzeszników, cierpliwego oczekiwania na nasze nawrócenie, przewija się często na kartach Ewangelii. Wynika to z zasady, że „Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz żeby się nawrócił i żył”. Jednakże człowiekowi trudno w tę zasadę uwierzyć, trudno uwierzyć w miłość Boga. Bowiem w relacjach między ludźmi stosuje się na ogół reguły przeciwne: wolimy wyeliminować konkurentów, niż dawać im szanse zwycięstwa.

Tymczasem Bogu zależy na nas, na naszym życiu. I dlatego Bóg ciągle czeka, daje nam szanse poprawy, nie zraża się naszym lekceważeniem i niewiarą. Ale Bożej cierpliwości nie wolno nadużywać i wystawiać na próbę. Właśnie przed tym przestrzega nas Chrystus w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”. Bożym celem jest nasze nawrócenie, a nie zagłada! Ale zagłada, i to zagłada ostateczna, jest nieodwołalną konsekwencją braku nawrócenia. Żeby tego uniknąć, trzeba w porę dokonać właściwego wyboru, tzn. wyboru za Bogiem. Jest to decyzja, od której Bóg uzależnia wszystko.

Przypowieść o ogrodniku i drzewie figowym pokazuje, że Chrystus nie czeka na tę decyzję biernie, że tak zależy Mu na nas, iż osobiście angażuje się w sprawę naszego nawrócenia. Jest gotów wspomóc nas na różne sposoby, aby nam ułatwić decyzję wiary. Co prawda mógłby nas zmusić, a jeśli pomimo to nie chcielibyśmy, mógłby się zemścić, ale On tego nie chce. Jest gotów nawet na różne upokorzenia, byle tylko nas ratować. Czyż takim upokorzeniem nie jest sama cierpliwość wobec naszych buntów i zwlekania z poprawą? Którzy z rodziców czy nauczycieli, nie mówiąc już o kapralach w wojsku czy o szefach w pracy, byliby tak spokojni i wyrozumiali wobec swoich dzieci czy podwładnych? Którzy nie wykorzystaliby swojej władzy i siły, aby pokazać, kto tu rządzi? A Bóg, mając władzę absolutną – czeka. Nie mści się, nie szaleje ze złości, lecz spokojnie czeka, płacąc swoim cierpieniem i bólem nieodwzajemnionej miłości.

Nam trudno w to uwierzyć. Raczej – sądząc po samych sobie – jesteśmy skłonni przypisać Bogu mściwość, a przynajmniej karzącą sprawiedliwość, niż miłosierdzie. Dlatego wiele nieszczęść, które spotykają innych lub nas samych, interpretujemy często jako karę za grzechy. Trudno nam przyjąć, że cierpienie może być kwestią niezawinionego „przypadku” – lub raczej krzyża – że trzeba się z nim liczyć, bo jest ono normalnym stanem człowieka, który może każdego spotkać, bez żadnej osobistej winy. Dlatego za wszelką cenę próbujemy tłumaczyć sobie cierpienie jakąś winą, której na siłę się doszukujemy, nawet gdy jej wprost nie ma. Łatwiej bowiem jest człowiekowi zgodzić się na Boga, który jest mściwy i okrutny, niż na cierpienie, które nie ma żadnego wyraźnego powodu.

Tymczasem cierpienie jest jedną z właściwości świata i życia skażonego przez grzech pierworodny, naturalną konsekwencją wyboru człowieka przeciwko Bogu. To człowiek odrzucając Boga, skazał się na cierpienie. Ale Bóg nie zostawił nas bezbronnych w jego mocy. Solidarnie stanął po naszej stronie i wziął nas w obronę przed nami samymi, płacąc za to najwyższą cenę. Czyż nie jest to dowodem Jego miłości? I czy nie jest wystarczającym argumentem, aby nie kazać Mu dłużej na siebie czekać?

Ks. Mariusz Pohl

Źródło: mateusz.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top