„Do czego Ty mnie powołujesz, Panie.” – Rozmowa z Mary Wagner, która została uwięziona za działalność pro-life

Z Mary Wagner z Kanady, która za działalność pro-life trafiła na 23 miesiące do więzienia, rozmawia Beata Falkowska

Gdy trafiła Pani do więzienia, kreowano Panią na agresywnego osobnika atakującego kobiety pod klinikami aborcyjnymi. Proszę opowiedzieć o swoich działaniach. Dlaczego daje Pani kobietom róże?

– Około 20 lat temu działacze pro-life zostali pozbawieni możliwości korzystania z wolności słowa w pewnym promieniu od ośrodków aborcyjnych. Kiedy idę do takich miejsc, staram się rozmawiać z matkami, czasem z ojcami, a nawet pracownikami, ale priorytetem są zawsze matki. Staram się nawiązać z nimi kontakt i pozostawać możliwie blisko, jeżeli wciąż są nastawione na aborcję. Przynoszę róże jako znak miłości i zainteresowania oraz literaturę na temat tego, gdzie mogą otrzymać pomoc. Przedtem zawsze idę na Mszę św. i oczywiście dużo modlę się za wszystkich, których tego dnia spotkam. Reakcje matek bardzo się różnią. Wiele z nich nie mówi dużo, inne odwrotnie. Niektóre złoszczą się, ale większość nie.

Miała Pani jakieś kontakty z personelem klinik?

– Bardzo trudno jest przebić się przez ich mechanizmy obronne, gdy już znalazły się w takim miejscu. Personel jest często bardziej wrogi i głośny. Kiedy pracownicy są świadomi mojej obecności, robią wszystko, żeby uniemożliwić mi kontaktowanie się z matkami. Pamiętajmy, że kliniki aborcyjne są biznesem i każda kobieta to dla nich klient.

A motywy Pani działania? Czy chodzi tylko o nadprzyrodzony owoc modlitwy i ofiary, czy też chce Pani jakoś wpłynąć na kobiety? Czy też wreszcie jest to protest, publiczna działalność obywatelska pokazująca, że los najmłodszych dzieci nie może być obojętny?

– Od dzieciństwa byłam związana z ruchem pro-life. Opuszczenie kobiet nastawionych na aborcję i ich dzieci zawsze bardzo leżało mi na sercu. Bardzo mocno zainspirowała mnie Matka Teresa, która powiedziała: „Nie widzę tłumów. Widzę za każdym razem tylko jedną osobę – Jezusa”. Te słowa pomogły mi zobaczyć, jak Bóg prowadzi mnie po prostej ścieżce. Bóg dotknął mojego serca, otworzył mnie na większe zaufanie Jemu i głębszą wiarę w Jego miłość do każdego z nas.

Ognisko zaczęło przesuwać się od „problemu” aborcji i tego, jak go rozwiązać, do szukania bliższej jedności z Bogiem, wiedząc, że On oczyszcza pragnienie służenia Mu w tych najmniejszych. Odkryłam, że jest to niemożliwe bez spotkania z Nim sam na sam w modlitwie, w adoracji. Tam On nas oczekuje, w Najświętszym Sakramencie, i On oczekuje nas w ubogich, a szczególnie w opuszczonych.

Matka i dziecko wchodzące do ośrodka aborcyjnego z pewnością są wśród najuboższych z ubogich i oczekują miłości i miłosierdzia. Chociaż może mi się nie udać pomóc matce podjąć decyzji, że pokocha i przyjmie swoje dziecko, wciąż mogę z łaską Bożą być tam, uczynić zobowiązanie, że będę tam stać po stronie życia. Nie chodzi więc w pierwszym rzędzie o zmianę prawa i zrobienie protestu, chociaż takie wysiłki są konieczne. Porównywalną sytuacją jest dotarcie do kogoś, kto jest bliski popełnienia samobójstwa. Załóżmy, że słyszymy o kimś, kto właśnie jest blisko skoczenia z mostu, i wiemy również, że nie ma przy nim nikogo, kto pomógłby mu się opamiętać. Jaka jest nasza reakcja?

Więcej…

źródło: nadziennik.pl

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top