„Chodzi o przyzwoitość w życiu publicznym. Na mówienie prawdy nikt nie może się obrażać” Wywiad z wydawcą „Naszego Garbowa”

O znaczeniu jawności, niedozwolonych zachowaniach lokalnej władzy oraz konieczności zajmowania się polityką z Robertem Fiutkiem, wydawcą serwisu NaszGarbow.pl  rozmawia Anna Michalska.

AM: Proszę o powiedzenie kilku słów o sobie?

RF: Mam 44 lata, jestem żonaty, mam dwoje dzieci. Z gminą Garbów, a dokładnie z Bogucinem zacząłem wiązać swoje życie w roku 2005, gdy zakupiłem tutaj siedlisko, na którym postanowiłem zbudować dom i osiąść na stałe. Tak też się stało w roku 2008. Do roku 2013 nie angażowałem się w lokalne życie publiczne i niewiele o nim wiedziałem.

AM: Co pana skłoniło do komunikacji z mieszkańcami za pomocą drukowanego wywiadu z Panem jako wydawcą lokalnej gazety?

Od kilkunastu miesięcy prowadzimy serwis internetowy NaszGarbow.pl. Mamy jednak świadomość, że część ludzi nie korzysta z internetu. Wielu o nas słyszało, ale nie miało możliwości poczytać samemu tego, o czym piszemy. Pomyślałem, że warto się poznać bardziej bezpośrednio z większą grupą mieszkańców i opowiedzieć bezpośrednio o tym co robimy, jakie są nasze cele, o co w tym wszystkim chodzi.

AM: To jakie są Pana i Redakcji cele, czym się zajmujecie?

RF: Podstawowym celem jest informowanie mieszkańców o lokalnej społeczności w sprawach dotyczących rzeczy publicznych, czyli działania naszego samorządu. Zależy nam, aby ludzie mieli szansę dowiedzieć się co się dzieje w gminie, jak funkcjonują władze i rada gminy. Stopniowo od ponad roku odkrywamy poszczególne karty naszego samorządu i piszemy prawdę, która najczęściej przez jednych nie była w ogóle znana, a przez drugich świadomie lub nie, przemilczana. My chcemy, aby prawda o publicznym życiu gminnym była jawna i możliwie zrozumiała dla jak największej liczby mieszkańców. Dzięki temu będzie postępowała budowa coraz dojrzalszej lokalnej opinii publicznej.

AM: Dlaczego tak bardzo Panu na tym zależy?

RF: Odpowiedź jest oczywista. Ludzie powinni jak najwięcej wiedzieć i dzięki temu oceniać działanie samorządu, tak aby było ono z czasem coraz lepsze, skuteczniejsze, sprawiedliwsze, bardziej profesjonalne. Tak, żebyśmy szli do przodu, zamiast pozostawać w tyle i abyśmy się rozwijali jako społeczność. Osobiście mi zależy na tym, aby ludzie znali prawdę. Pytanie po co jest prawda, to tak jakby pytać po co mieć wzrok. Prawda służy człowiekowi i prowadzi go w słusznym kierunku. Bł. ks. Jerzy Popiełuszko w swoich kazaniach zachęcał nas, aby zło dobrem zwyciężać. Odważne wypowiadanie prawdy jest w przypadku prasy dobrem, które zwycięża zło.

RF: Czy ludzie rozumieją znaczenie jawności i informacji w życiu gminy, czy rozumieją to, co robicie?

Ci, którzy w miarę regularnie czytają, rozumieją wszystko bardzo dobrze. Kto nie czyta, a tylko ogląda telewizję, ten niewiele wie i rozumie. Myślę, że większość ludzi tak czy inaczej jednak czuje, że jawność i informacja są czymś zupełnie podstawowym, czymś naturalnym i dobrym. Oczywiście zawsze istnieje jakaś grupa ludzi, którym jawność nie jest na rękę i którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, nawet tego, co oczywiste; mówiąc językiem ewangelicznym „nakładają prawdzie pęta swojej nieprawości”. Z tym też się niestety spotykamy, ale dla nas jest ważne, aby znaleźć zrozumienie dla tych spraw u większości ludzi dobrej woli, którzy nie mają osobistego interesu, aby jawność i prawdę o życiu publicznym zwalczać.

AM: Jaką sferą życia się interesujecie? Publiczną, czy również prywatną?

RF: W ogóle nie interesują nas sprawy prywatne ludzi. Dla nas ważne jest tylko to, co dotyczy rzeczy publicznych i spraw wspólnotowych. Podam przykład. Radni decydują o tym, czy udostępniać mieszkańcom sale gimnastyczne za darmo, czy też mieszkańcy mają za to płacić. Głosowana jest uchwała na sesji rady gminy. Część radnych popiera, część wstrzymuje się od głosu, część sprzeciwia się takiemu rozwiązaniu. Nam zależy, aby mieszkańcy o tym wiedzieli, żeby rozumieli o co chodzi, co było głosowane i jak radny z danej wsi głosował. Po prostu informacja. Dlatego od półtora roku nagrywamy wszystkie sesje i publikujemy zapis wideo na naszej stronie internetowej. Teraz ludzie, jeżeli chcą to mogą się czegoś dowiedzieć o życiu samorządu.

AM: Może jeszcze jakiś inny przykład pokazujący znaczenie jawności i informacji? Sądzę, że jest ich wiele.

RF: Przykładów z naszego podwórka mam jak na jeden wywiad pewnie zbyt wiele. Podam jeszcze taki. W gminie mamy napór inwestorów wiatrowych, aby budować farmy wiatrowe w bliskiej lokalizacji istniejących wsi. Bez mediów i jawności mieszkańcy niewiele wiedzą o tym, co się dzieje i przez to trudno im się skutecznie bronić. Naszym zadaniem jest podać informację o tym gdzie są podpisane umowy, jaki jest stosunek władz gminy, jak głosują poszczególni radni – czy bronią ludzi, czy głosują za inwestorami wiatrowymi, czy służą dobru społecznemu czy prywacie wielkiego kapitału i prywacie kilku osób. Przecież większość mieszkańców nawet nie wie, że takie głosowanie w radzie gminy już było i radni w większości, wszyscy obecni z ugrupowania wójta oraz z PSL, niestety zdradzili interes mieszkańców.

AM: Czasami padają zarzuty, że portal krytykuje wójta

RF:Na mówienie prawdy nikt nie może się obrażać czy oburzać. Nasza gazeta broni ludzi przed nieprawidłowościami i przemocą ze strony władzy i ludzie, którzy przyglądają się faktom, a nie rozpuszczanym plotkom rozumieją to. Szczególnie ci w jakiś sposób uciskani przez władzę. Oni widzą, że ich bronimy. Po to właśnie jest prasa, aby opisywać i oceniać osoby publiczne. Oceniamy zresztą nie tylko wójta, ale też zachowania i głosowania poszczególnych radnych. Krytyka prasowa to normalna rzecz w demokracji. Czy mamy tylko chwalić? Od chwalenia są przesłodzone gminne biuletyny. My jesteśmy po to, aby mówić bez słodzenia, aby mówić o ważnych sprawach, tak jak one wyglądają, a że tych złych spraw latami nikt nie poruszał i były one ukrywane, to jest o czym pisać. Pisząc ostrzegamy lokalną społeczność i większość osób to docenia, bo wymaga to sporo pracy i wysiłku, za który przecież nikt z nas nie pobiera wynagrodzenia. Robimy to społecznie, dla dobra wspólnego, a nie zawodowo.

AM: Powiedział Pan, że sprawy są ukrywane?

Jeżeli nikt o nich nie informuje, a sam wójt nie ujawnia dokumentów, które zgodnie z prawem ma obowiązek upubliczniać, to można mówić o ukrywaniu. To się działo latami w gminie Garbów.

AM: O jakich dokumentach Pan mówi?

O całkiem podstawowych. Na przykład o sprawozdaniach kwartalnych z wykonywania budżetu albo o wynikach kontroli przeprowadzanych w gminie Garbów przez Najwyższą Izbę Kontroli, Regionalną Izbę Obrachunkową, Państwową Inspekcję Pracy, organy związane z ochroną środowiska i gospodarką wodną itd…

AM: Dlaczego ujawnianie tych dokumentów jest takie ważne i dlaczego są one niewygodne dla władz gminy?

RF: Te dokumenty stanowią podstawę badania części gminnych patologii. Zwykły człowiek, czy nawet dziennikarze, nie mają takiego wglądu w sprawy samorządu, jaki mają uprawnieni, profesjonalni kontrolerzy. Po to są takie służby, aby właśnie bronić ludzi przed nieprawidłowościami i żeby też informować o tych sprawach radnych. Przed ujawnieniem dokumentów kontrolnych większość radnych nie miała zielonego pojęcia o wielu sprawach z życia gminy. A są to sprawy zasadnicze.

AM: To przez ile lat te dokumenty nie były publikowane przez wójta?

RF: Nigdy nie były publikowane. A od roku 2007, kiedy zaczęła obowiązywać odpowiednia ustawa wójt nie publikując wyników kontroli i innych dokumentów w sposób rażący łamał prawo. Rażący, gdyż trwało to latami.

AM: Jak to się stało, że w końcu po tylu latach doszło do publikacji tych dokumentów?

RF: Wójt zwyczajnie został do tego przymuszony obowiązującym prawem i wyraźnym naciskiem prasowym.  Bronił się przez dwa miesiące, ale w końcu zrozumiał, że nie ma szans. Zresztą zrobił to w ostatniej chwili, gdyż tydzień później złożony miał zostać pozew przeciwko niemu w tej sprawie. Naruszenie prawa było ewidentne i wiadomo jakby się to skończyło. Dlatego wójt skapitulował. W jeden dzień, akurat w moje urodziny (uśmiech),  opublikował większość dokumentów kontrolnych.

AM: Czytałam, że niedawno za ujawnienie tych kontroli otrzymał Pan jedną z dwóch głównych nagród w konkursie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich…

RF: Tak, to prawda. Była to dla nas miła niespodzianka. Otrzymaliśmy nagrodę za patronat nad budowaniem społeczeństwa obywatelskiego na terenie gminy Garbów. To zachęta do dalszej pracy.

AM: Taka nagroda dla lokalnej społeczności to spore wydarzenie…

RF: Tak powinno być. Oczywiście wiele osób gratulowało mi i życzyło siły do dalszej pracy. Dla nas jest to pokrzepiające, że z perspektywy ogólnopolskiej ktoś zauważył realne  dobro w tym, co robimy. Paradoks jest taki, że często ludzie z zewnątrz widzą tę wartość naszej pracy wyraźniej niż ci będący na miejscu. Środowiskom lokalnej władzy pewnie nie smakuje to, że nasz portal, który jest przez wójta atakowany, gdzie się da, otrzymuje nagrodę w ogólnopolskim konkursie. W normalnym biegu rzeczy to powinno być wydarzenie nagłośnione oficjalnie. Między innymi takie indywidualne zwycięstwa budują markę danej gminy. To, że nie korzysta się z takiego wydarzenia w oficjalnych lokalnych publikatorach jest oznaką, że marketing gminny jest niekiedy ustawiony pod utrzymanie władzy, a nie pod realną promocję.  Gdyby taką nagrodę otrzymał ktoś ze środowiska władzy pewnie trąbiono by o tym na dachach. Podobnie było z uczestnictwem młodzieży szkolnej z naszej gminy w festiwalu filmowym „Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci” w Gdyni. Nasi młodzi pojechali tam z własnymi filmami, które brały udział w konkursie „Młodzi dla historii”!  Urzędowi spece od promocji tego nie zauważyli. Tak nie powinno być, ale w porównaniu z innymi przewinieniami to drobnostki.

AM: Wróćmy jeszcze do ujawnionych dokumentów kontrolnych. Czy może Pan podać przykład jakiejś ważnej czy ciekawej informacji, która ujrzała światło dzienne dzięki waszym publikacjom?

RF: Dzięki dokumentom kontrolnym dowiedzieliśmy się wielu rzeczy, do których sami byśmy nie dotarli. Analiza tych dokumentów ciągle trwa, gdyż jest tam mnóstwo informacji. Przykład pierwszy lepszy z brzegu. Kontrola RIO stwierdziła, że z wyrywkowo zbadanych dokumentów, faktury o wartości ponad 30 tysięcy zł były akceptowane do płatności niezgodnie z regulaminem przez osoby do tego nieuprawnione. A to tylko kontrola wyrywkowa. Co byłoby, gdyby zbadać tego więcej, na przykład z całego roku, a nie kilku tygodni? Jest to ewidentna nieprawidłowość stwierdzona przez niezależny organ. W kontekście takich odkryć sprzed lat, fakt, że wójt sprzeciwia się uchwale, która ma zwiększyć jawność i przejrzystość gminnych finansów, którą przygotowała pani radna dr Agnieszka Nalewajek,  musi nas niepokoić i niepokoi. To jasne, że jeżeli ktoś nie ma nic do ukrycia, to nie boi się jawności. Jeżeli blokuje jawność, to znaczy, że chce coś ukryć lub utrudnić dotarcie do informacji. To podstawowa zasada myślenia obywateli w demokracji. Osoby publiczne powinny być poza wszelkimi podejrzeniami.

AM: Jeszcze jakiś przykład?

RF: Kontrola NIK wytknęła wójtowi, że nie ma w gminie planu rozwoju sieci drogowej, co jest złamaniem prawa. To istotna sprawa, gdyż przez brak takiego dokumentu wójt może co roku „szantażować” radnych poszczególnych wsi czy im czy komuś innemu będzie budował drogi. Mieszkańcy  latami nie wiedzieli kiedy przyjdzie ich kolej na drogę. NIK stwierdził też, że władze gminy nie przeprowadzają kontroli jakości dróg, co jest podstawowym obowiązkiem władz gminy. Kontrola NIK naprowadziła nas też na bardzo poważny błąd w rozwoju sieci drogowej w naszej gminie. NIK sformułował zarzut niekorzystania z funduszy unijnych na drogi. Latami drogi w gminie budowało się bez dokumentacji projektowej, bez odwodnień, na słabych podbudowach. Asfalty kładzie się na „betonówki” dopiero po kilku sezonach, co w przyszłości przyspieszy rozpad tych dróg. Kilkuletnie drogi mają już istotne pęknięcia, a te starsze zaczynają być pokryte siatką.

AM: Na czym polega błąd w realizacji inwestycji drogowych?

RF: Błąd polega na tym, że nie wykorzystano środków unijnych na solidne drogi, które służyłyby nam przynajmniej przez pokolenie. Wykorzystanie środków z UE wymaga oczywiście wysiłku. Pieniądze poddane są kontroli podobnie jak wymagania projektowe, ale budowane drogi są o niebo solidniejsze, gdyż mają ścisłe specyfikacje. Ta szansa została bezpowrotnie zmarnowana w gminie Garbów zarządzanej przez wójta Firleja. Nie wiedzielibyśmy tego z taką jasnością, gdybyśmy nie mieli dostępu do dokumentów, które latami były ukrywane. Najwyraźniej liczono, że nikt nigdy o to nie zapyta. Jak już mówiłem, spraw tego typu jest bardzo dużo.

AM: Czy wiedza o tych sprawach zmieni radykalnie obraz wójta funkcjonujący w potocznej opinii? Czy mieszkańcy zauważą, że są w jakiś sposób okłamywani?

RF: Powinni to zauważyć. Z dokumentów dowiedzieliśmy się, że wójt oszukiwał nawet organy kontrolne. Mówił, że wprowadza zalecenie pokontrolne, a w rzeczywistości ich nie wprowadzał, co w kilku miejscach wytyka mu szef Regionalnej Izby Obrachunkowej. To działania niesłychane i tego dowiedzieliśmy się dzięki ukrywanym dokumentom. Wychodzi tu problem prawdomówności. Mówi się to, co potrzeba, a nie to, co jest w rzeczywistości. Tutaj szef RIO powiedział „sprawdzam” i kłamstwa wyszły na jaw. Naszym zadaniem jako prasy jest ten oficjalny, kłamliwy obraz zdemaskować, aby ludzie zobaczyli jak jest bez lukru. Robimy to właśnie dzięki jawności i spokojnemu mówieniu całej prawdy o lokalnej władzy.

AM: Wróćmy do niedawnej przeszłości. Jak to się stało, że ze zwykłego mieszkańca stał się Pan wydawcą lokalnego serwisu internetowego znajdując się w samym centrum wydarzeń?

RF: Życie czasami pisze takie scenariusze. Nie planowałem tego. Bardzo cenię sobie spokój domowy, mam absorbującą pracę i oprócz zajmowania się profesjonalnie firmą, tak naprawdę moim ulubionym polem działania jest kultura oraz praca twórcza. Do działania prasowego zmusiły mnie okoliczności i zwykłe poczucie powinności.

AM: Jakie okoliczności? Co się stało?

RF: Doświadczyłem osobiście i bezpośrednio, że sprawy w gminie nie mają się tak jak wyglądają z zewnątrz. Do tej pory gmina i Bogucin to były dla mnie jedynie piękne pola i pagórki, mili i pomocni sąsiedzi, z którymi bardzo dobrze żyjemy. Jednak w pewnym momencie zrozumiałem, że jest jeszcze coś innego. Po roku mieszkania i cieszenia się wsią i ogrodem w pewnym momencie dotarła do nas informacja, że na terenie gminy Garbów mają powstać farmy wiatrowe. Bardzo się zaniepokoiliśmy z żoną. Postawiliśmy świeżo dom, a tutaj taka niespodzianka i co tu dużo mówić zagrożenie.

AM: Co Pan wtedy zrobił?

RF: W ciągu 15 minut od otrzymania informacji o wiatrakach zadzwoniłem do Urzędu Gminy w Garbowie i poprosiłem o połączenie z wójtem, którego wtedy w ogóle jeszcze nie znałem. Było to, o ile pamiętam tuż przed Wigilią. Z niepokojem zapytałem wójta Firleja, jaka jest sytuacja z wiatrakami w naszej gminie. Odpowiedział, że „u nas nie ma takiego zagrożenia” oraz  że „w gminie Garbów nie ma miejsca na inwestycje wiatrowe, gdyż jest zbyt gęsta zabudowa”. To zdanie utkwiło mi w pamięci i chciałem, aby to była prawda. Naturalnie uwierzyłem. Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że mogę być w bezpośredniej rozmowie cynicznie okłamany przez urzędnika. Był rok 2009. W następnym roku wójt to potwierdził przy przypadkowym spotkaniu w Urzędzie, choć brzmiało to wtedy jakby mniej wiarygodnie… Jednak wydawało się, że nie ma się czym martwić.

AM: Co było dalej?

RF: Do roku 2012 żyliśmy z rodziną całkiem spokojnie myśląc, że problem elektrowni wiatrowych nas nie dotyczy. Nie obserwowaliśmy zbytnio życia lokalnego samorządu. Niestety powoli zaczęły dochodzić do nas niepokojące wieści o umowach podpisywanych z właścicielami gruntów, pod wiatraki. Wieści te pośród kilku innych wsi wymieniały również te nam najbliższe Bogucin i przylegający Garbów. Znowu zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Postanowiłem wtedy, że zaraz po Nowym Roku pójdę na najbliższą sesję rady gminy i poinformuję radnych o zagrożeniach związanych z wiatrakami. Chciałem też zobaczyć jak zareagują. Wtedy nie znałem nikogo  z radnych.

AM: Jak radni zareagowali na Pana, jak sądzę krytyczny głos w sprawie wiatraków?

RF: No właśnie. Ta reakcja była dla mnie bardzo interesująca i  w pewnym sensie przełomowa. Większość radnych jedynie słuchała. Ale głos zabierał pan Dudzik, pan Koput oraz oczywiście wójt Firlej. To, co było dla mnie szokujące to ich agresywna i nerwowa reakcja na moje spokojne wystąpienie o ekonomicznych, zdrowotnych i środowiskowych zagrożeniach, które wraz z próbami przerywania i tzw. dyskusją trwało chyba około 30-40 minut. Od razu pojawiły się z ich strony niegrzeczne przycinki, fałszywe argumenty, próby ośmieszania i odebrania głosu. To był pierwszy szok. Zapaliła się czerwona lampka. Pomyślałem sobie wtedy: jestem nowym mieszkańcem, przychodzę w dobrej wierze do radnych, mam konkretny problem, który dotyczy potencjalnie całej gminy, a tu takie wrogie zachowanie? Musi być coś na rzeczy skoro reagują tak nerwowo. Wtedy też sobie jasno uświadomiłem, że wójt Firlej mnie oszukał mówiąc, że w gminie Garbów nie ma tematu wiatraków „bo jest zbyt gęsta zabudowa”. Teraz na moich oczach mówił zupełnie co innego. Dowiedziałem się też, że kilkadziesiąt osób w gminie, w tym syn przewodniczącego Dudzika, mają już podpisane notarialnie umowy z firmą wiatrakową. Szybko pozbyłem się złudzeń.

AM: Czy ci Panowie tj. wójt Firlej, przewodniczący Dudzik i wiceprzewodniczący Koput bronili wiatraków?

RF: Oczywiście. To był ewidentny, nierzetelny i oparty na manipulacjach, a więc niedozwolony lobbing za wiatrakami z ich strony. Szokowała też ich niegrzeczność i nerwowość. Wtedy nie sądziłem, że przewodniczący czy wiceprzewodniczący rady gminy mogą sobie pozwalać na docinki w stosunku do mieszkańców zabierających głos na sesji. To było dla mnie odkrycie, że gmina Garbów to nie tylko mój dom i kolonia Bogucin, ale że jest jeszcze świat ludzi, którzy ewidentnie mają tutaj jakieś interesy i próbują je, w moim rozumieniu, wbrew mieszkańcom forsować.

AM: Co było dalej? Jak doszło do stworzenia serwisu NaszGarbow.pl, który, jak widać po reakcjach, wstrząsnął lokalnym życiem publicznym?

RF: Pozbyłem się złudzeń dwa miesiące później na kolejnej sesji rady gminy w marcu 2013. Okazało się, że moje wystąpienie dotyczące wiatraków zostało sfałszowane w protokole tzn. zostało z niego może 4 linijki i to nie te najważniejsze. Gdy się o tym dowiedziałem, zrozumiałem, że nie ma szans załatwienia czegokolwiek działając tylko poprzez zdominowaną przez wójta radę gminy czyli tzw.  „Niezależnych” oraz PSL, którego radni w większości spraw trzymają tę samą stronę, co wójt. Odmówiono mi także publikacji na temat farm wiatrowych na łamach finansowanego z gminnych pieniędzy „Głosu Garbowa”. Zrozumiałem, że potrzeba oddzielnego, niezależnego narzędzia informacji i nacisku na tych ludzi. Następnego dnia rozpocząłem pracę nad uruchomieniem lokalnego portalu informacyjnego NaszGarbow.pl, który po trzech miesiącach był już dostępny dla czytelników. Tak to się wszystko narodziło – jako zwykła obrona przed kłamstwami i urzędniczą przemocą ze strony kilku osób publicznych.

AM: Ta obrona nie była taka zwykła. Z punktu widzenia naszej gminy to było raczej coś niezwykłego.

RF: Zwykła czy niezwykła było to dla mnie naturalne, że muszę bronić swojej rodziny, ale też bronić innych ludzi. Miałem od razu świadomość, że musimy połączyć siły i razem się bronić. To jasne, że aby skuteczne społeczne działanie było możliwe, potrzebny jest niezależny przepływ informacji, który zwiększa samoświadomość danej wspólnoty. Dzięki informacji we wspólnocie rodzi się zrozumienie, że są wspólne sprawy do załatwienia, o które trzeba walczyć i że wcale nie jest tak, że nic nie można zrobić. Bo przecież można! Zobaczyłem wtedy czarno na białym, większość mieszkańców jest zwyczajnie bezbronna wobec działań kilku cwanych panów, którzy udając wielkich dobroczyńców, a przy tym poczciwców, zamierzają wpuścić na nasze terytorium bardzo poważne zagrożenie, którego potem nie będzie możliwości już zwalczyć.

AM: Ale oni mówili, że energia wiatrowa jest dobra, że tak musi być, że to ekologia…

RF: Oni próbowali odwrócić kota ogonem i zamącić całą sprawę. Problem nie leży w samych wiatrakach, ale w ich odległości od domów. Nie mam nic przeciwko farmom wiatrowym jako takim, jeżeli są w bezpiecznej odległości i nie zakłócają życia ludziom. Taka bezpieczna odległość to min. 2-4 km – według Ministerstwa Zdrowia. W gminie Garbów nie ma takich terenów. Jeżeli ktoś mimo to forsuje stawianie farm wiatrowych, robi to w sytuacji konfliktu interesów oraz z bezpośrednią, wymierną szkodą dla mieszkańców. Każde dzieło zaczyna się od słowa, tak więc okrągłymi zdankami  wójt, przewodniczący, wiceprzewodniczący… jak też pamiętam wypowiedzi pani Katarzyny Chabros, opowiadali, często ze złośliwością, różne wiatraczne bajki, zupełnie jakby nie zauważając krzywdy konkretnych ludzi.

AM: Przejdźmy do innego tematu. Czytaliśmy o napaściach wójta na Pana osobę jako wydawcę Naszego Garbowa. O co chodzi w tej sprawie?

RF: Opublikowałem w tej sprawie oficjalne oświadczenie w serwisie internetowym NaszGarbow.pl. Każdy może je tam przeczytać. Wójt powtarza, że nie płacę podatków, albo że się przechwalam bogactwem w internecie. Były też publiczne złośliwe jego komentarze, że jestem jakimś wielkim bogaczem z wyrazem wątpienia w moją uczciwość. Wszystko to jedno wielkie kłamstwo wypowiadane przez naszego włodarza o nowym mieszkańcu. Przede wszystkim to nie jestem jak to mówi wójt „nieprzyzwoicie bogaty”. Po prostu jestem drobnym przedsiębiorcą i skutecznie prowadzę moją firmę. Pracuję miesiąc za miesiącem na moje utrzymanie jak każdy. To normalne, że jako właściciel firmy podejmujący każdego dnia ryzyko biznesowe zarabiam więcej. Czy to grzech? Inne kłamstwo to sugerowanie, że nie płacę podatków. Jak pisałem w oświadczeniu, płacę wszystkie należne podatki zarówno w gminie Garbów, jak też w Lublinie, gdzie prowadzę firmę i znajduje się mój rodzinny dom i gdzie uczą się moje dzieci. Jest jeszcze „opowieść o willi Janukowycza…” To kolejne złośliwe kłamstwo wójta na mój temat. Owszem mam nowy dom, który jest trochę większy niż przeciętny, ale nie jest to żaden pałac, tylko prosty dworek polski w wiejskim stylu. Nie chcę czytelników zanudzać tym tematem. Powiem tylko tyle. To, co robi wójt, to niedozwolona ingerencja w moje życie prywatne. Nie wiem czy w swoim zaślepieniu pragnieniem utrzymania się przy władzy, wójt w ogóle zdaje sobie sprawę na jaki grunt wszedł. Niepostrzeżenie przekroczył on wschodnią granicę i zastosował w naszej gminie standardy białoruskie. Na to zgody nie będzie.

AM: Jak Pan myśli skąd wzięły się te wszystkie napaści?

RF: To prosty efekt tego, że wójt w zeszłym roku został poddany ocenie mieszkańców, której nie brał pod uwagę przez 11 lat rządzenia. Nie był przyzwyczajony do  normalnej bieżącej obserwacji tego, co robi i jak postępuje jako osoba publiczna. Można powiedzieć, że przez 11 lat żył jak pączek w maśle bez realnej kontroli społecznej i bez wystarczającej informacji publicznej na swój temat. Po drugie, moim zdaniem dochodzi tu widoczna nerwowość wójta związana ze zbliżającymi sie wyborami i z realną możliwością utraty władzy. Sądzę, że dlatego nie przebiera on w środkach i próbuje oczerniać nasze media, gdzie się tylko da. Dla mnie, z punktu widzenia stosunkowo nowego mieszkańca, te histeryczne zachowania wójta są szokujące i patologiczne. To tak się wita nowych osadników, którzy mają tworzyć przyszłość gminy i którzy być może będą na danym terenie pracodawcami? To jest gościnność? A przecież z każdym rokiem przybywać będzie nowych osób. Czy prawo nakazuje przymykać oko każdemu nowemu osadnikowi na działania wójta. Wiadomo, że często właśnie osoby przychodzące z zewnątrz widzą pewne sprawy wyraźniej. Przybyłem tu jako wolny człowiek i przebywając przez kilka lat w gminie Garbów tej wolności wcale nie straciłem.  Mam prawo do normalnego, zgodnego z prawem wypowiadania swoich opinii. Wójt i jego stronnicy muszą się z tym pogodzić, a jeżeli nie są w stanie, to niech ustąpią ze sprawowanych urzędów. Takie jest prawo.

AM: Jak Pan osobiście radzi sobie z tymi napaściami? To musi być bolesne.

RF: Nie będę się użalał. Wiem, że to koszt uczestnictwa w życiu publicznym. Byłem tego świadomy, gdy po raz pierwszy zabrałem głos na sesji rady gminy w sprawie wiatraków. Jeżeli mówi pani o bólu, to dotyczy to raczej zachowań niektórych osób prywatnych, które w kontekście napięcia, pokazują nagle swoją inną niespodziewaną twarz. Od jakiegoś czasu spotykam się ciągle z rozpuszczanymi plotkami na mój temat. Nie wiem kto je inicjuje i wymyśla, ale rzeczywistym dramatem jest to, że powtarzają je ludzie, którzy albo są stronnikami wójta, albo nigdy nie czytali tego, o czym konkretnie piszemy.

AM: Czy takie zachowania są dopuszczalne, to znaczy czy są normalne we współczesnej demokracji? Mam na myśli takie „naciski” ze strony osób publicznych pod adresem wydawców prasy?

RF: W żadnym razie. Nie jest to dopuszczalne. Dla nas jako osób, które tu przybyły parę lat temu to zachowanie urzędnika jest osłupiające. Ten człowiek moim zdaniem zagubił się w arogancji władzy. To nie jest normalne, akceptowalne zachowanie urzędnika. Niestety, wybryki podobne do tych w wykonaniu wójta Firleja to jest smutny standard w setkach gmin w Polsce. Są oczywiście dużo gorsze przypadki, ale nikt nie twierdzi, że to jest normalne. Wójtowie czy burmistrzowie zamiast spokojnie reagować i przyjmować ocenę społeczną, polemizować w sposób dozwolony czyli merytoryczny, uciekają się do napaści słownych, kłamstw i pomówień wobec mieszkańców i przedstawicieli lokalnych mediów.

AM: Jak Pan sądzi jaka jest tego głębsza przyczyna?

RF: Najgłębsze przyczyny mają naturę duchową i moralną. O tym niewiele możemy powiedzieć. Mówiąc po ludzku, niektórzy panowie się zasiedzieli i wydaje im się, że mogą bezkarnie lekceważyć głos mieszkańców – bo i tak będą rządzić. Mają poczucie triumfu i siły. To może być ich wielka iluzja.  Przecież nawet gdyby wygrali wybory, to gra społeczna trwa dalej. Ludzie w coraz większym stopniu zaczynają korzystać ze swoich praw i patrzeć władzy na ręce. Mi osobiście w ogóle nie mieści się w głowie, jak można w ten sposób sprawować swój urząd. Kłamstwa i cała ta otoczka przemocy słownej bez żadnych argumentów, rzucanie słuchawką, wyzywanie to nie powinno mieć nigdy miejsca! Powtarzam jeszcze raz, to urzędnicza patologia, którą trzeba wyeliminować z naszego życia publicznego. Zwykli ludzie, którzy to zachowanie obojętnie, albo ze zwykłego strachu  akceptują przyzwalają tym samym na publiczne zło, za które w sumieniu stają się w jakiś sposób współodpowiedzialni. Krzywda i nieprawość bez wyraźnej tamy i skruchy postępują coraz dalej. Obojętność na zło, jak też strach przed zdecydowanym opowiedzeniem się po stronie dobra, zachęcają do dalszej degradacji standardów zachowań osób publicznych. To nieuchronna reguła.

AM: Czyli Pana zdaniem trzeba zmienić władze gminy? Czy to realne?

RF: Wszystko jest realne, co Bóg zechce. Jeżeli ludzie zdecydują się poprzeć inną osobę, to będziemy mieć nowego wójta. Jeżeli poprą kandydatów na radnych spoza obozu obecnej władzy, to będzie nowa jakościowo rada i można będzie myśleć o spokojnym i stopniowym wprowadzaniu ładu w naszej gminie. To normalny proces wyborczy. Żaden wójt czy burmistrz nie mają przecież licencji, aby wiecznie zasiadać na stołku. Myślę, że w przypadku naszego włodarza 3 kadencje to aż nadto. Moim zdaniem sam powinien już zrezygnować z dalszego kandydowania. Po dwóch kadencjach z rzędu rządzenie robi się nieestetyczne i niesmaczne.  Czwarta kadencja może okazać się niestrawna. Zwłaszcza wobec ujawnienia tylu przypadków nieprzestrzegania prawa i nieprawidłowości w zarządzaniu gminną gospodarką, o braku należytego szacunku do aktywności wielu grup mieszkańców nie wspominając.

AM: Czy zbyt długie rządy tych samych ludzi to problem tylko gminy Garbów?

RF: Zewsząd w Polsce pojawiają się głosy, że powinno zmienić się prawo, tak aby wójtowie nie mogli sprawować urzędu dłużej niż przez dwie kadencje. Takie rozwiązanie ma wielki sens. Z pewnością zniesie efekt zasiedzenia i budowania niezdrowych układów i powiązań, z którymi potem zwykli mieszkańcy nie mogą dać sobie rady. Ten problem dotyczy ponad tysiąca gmin w Polsce. Garbów również do nich się zalicza.

AM: Czyli wszystko zależy od ludzi. Ale czy ludzie zawsze to rozumieją i doceniają?

RF: Nie zawsze, ale wielu rozumie. Przede wszystkim musimy zrozumieć, że nie jest tak, że nie można nic zrobić czy niczego zmienić. Owszem można zmienić wiele i to zależy od nas wszystkich. Co więcej, wspólne działanie, gdy jest oparte na prawdzie, daje, mimo wielu przeciwności, wewnętrzną radość. Musimy decydować i wybierać uczciwych i mądrych ludzi, bo w wyniku naszych decyzji jako wyborców może być gorzej albo lepiej. Podam przykład. Podatek od nieruchomości od osób prowadzących działalność gospodarczą. Moim zdaniem jest on w praktyce zbyt wysoki poprzez to, że jest źle naliczany. W efekcie ogranicza małych przedsiębiorców, którzy  tutaj tworzą lokalny biznes i miejsca pracy. To można szybko uregulować prawem miejscowym i ulżyć osobom, które dają pracę innym! W sprawach publicznych i gospodarczych naprawdę bardzo wiele zależy od rozumnego głosu wielu wyborców. Dlatego zachęcam wszystkich do uczestnictwa w wyborach i korzystania ze swojego prawa do głosowania. Możemy wybrać uczciwych ludzi i otworzyć nowe rozdanie.

AM: NaszGarbow.pl pisze o wielu nieprawidłowościach. Jakie sprawy uważa Pan za najpoważniejsze przewinienia obecnej władzy?

RF: Obecnie? Blokowanie jawności finansów publicznych. Wójt, ale też jego radni, tzw. „Niezależni” w koalicji z PSL, blokują wprowadzenie jawnego rejestru gminnych wydatków. To bardzo poważne antyobywatelskie przewinienie. Inne bardzo poważne przewinienie to okazana pogarda władzy dla protestów mieszkańców, których bezpieczeństwo i majątek zagrożone są farmami wiatrowymi. To też w moim rozumieniu jest powód do dyskwalifikacji. Ponadto już wspominałem o  błędnej strategii budowy dróg – nikt o tym na razie nie mówi, ale moim zdaniem to wbrew pozorom jedna z największych wpadek z punktu widzenia długoterminowego zarządzania inwestycjami gminnymi. Teraz każdy się cieszy betonówką czy nowym asfaltem, ale za parę lat złapiemy się za głowę, gdy okaże się, że będą potrzebne przedwczesne generalne remonty, na które nie będzie pieniędzy. Jest też problem kupowania wody od zewnętrznych spółek, choć przecież mamy własne ujęcia. Wójt nie chce „usiąść i policzyć”. Porozumienie Niezależnych z PSL-em zablokowało uchwałę, aby sporządzić ekspertyzę opłacalności. To skandaliczna decyzja. Poważnym problemem są 40% straty wody. Większość ludzi o tym nie wie, ale przynajmniej od 6 lat, 40% wody pobieranej z ujęć idzie z takich czy innych powodów, poza licznikami. Według NIK to marnotrawstwo. Inny banalny problem związany z jawnością finansów. Niewiele osób wie, że wójt używa samochodu służbowego na koszt podatników. Niestety do chwili obecnej nie otrzymaliśmy wnioskowanych dokumentów, które pozwoliłyby określić koszty tego użytkowania, wykazu delegacji, paliwa, za które płaci gmina. To sprawy zupełnie podstawowe i muszą być prowadzone przejrzyście. Przykłady można by mnożyć.

AM: Ale wójt robi różne inwestycje…

RF: Oczywiście, że robi. Są pieniądze, to robi. Każdy by musiał robić. Pytanie jest o jakość zarządzania tymi pieniędzmi. O skuteczny nadzór nad inwestycjami. O sposób dystrybucji. O ubieganie się o dodatkowe środki. O długoterminową wizję i plan działania zrozumiały dla radnych i mieszkańców. Tutaj wszystko leży. Nie widać spójnej wizji rozwoju tylko rządzenie na bieżąco środkami jak w danej chwili pasuje. Moim zdaniem budżet i dystrybucja środków na inwestycje jest w naszej gminie szkodliwie sprzęgnięta z mechanizmem pewnego społecznego nacisku i jest tak czy inaczej każdego roku rozgrywana. Szczególnie widoczne jest to w latach wyborczych w postaci tzw. kiełbasy wyborczej. Istotne pytanie jest takie: czy robimy kiełbasę, aby utrzymywać się przy władzy czy realizujemy wypracowaną wizję rozwoju? Granie na „kiełbasę” jest krótkowzroczne z punktu widzenia interesu całej gminy, a nie konkretnej władzy. Takie pogrywanie budżetem pod publiczkę jest nadużyciem. Powinien być obiektywny plan, a zarządzający winien skupić się na profesjonalnym nadzorze inwestycji i ciągłym doskonaleniu kadr, a nie na corocznych intrygach wokół budżetu, który jest zawsze wielokrotnie nowelizowany. To nie jest dobre dla mieszkańców.

AM: Czy te sprawy można uzdrowić?

RF: Jeżeli się chce, to można. Przekonałem się , że gdy się chce można w życiu zrobić więcej niż się z pozoru wydaje. To kwestia pracowitości, wytrwałości i oczywiście wiedzy. Zamiast udawać, że nie ma problemu, można przecież jasno zdefiniować wymienione złe zjawiska i zmienić społeczne nastawienie w gminie w kierunku stopniowej naprawy i udoskonalenia naszego samorządu. Musimy szukać naszej gminnej nowoczesności i otwarcia na nowe kadry. To normalna droga, która powinna być otwarta dla młodszego pokolenia mieszkańców, którzy zasiądą w radzie gminy. Niestety obecnie jest tak, że radni, którzy wnioskują działania naprawcze czy służące jawności napotykają na opór wójta Firleja i całej tej koalicji, która wokół niego narosła. To układ, który się mimowolnie wytworzył przez te kilkanaście lat sprawowania władzy skupionej wokół tych samych środowisk. Układ ten, już choćby swoją bezwładnością, uciska  coraz szerszą rzeszę ludzi. Odczuwają to zwłaszcza ci, którzy są najaktywniejsi i pragną twórczo pracować dla swoich społeczności, chcąc zachować wolność myślenia i działania. Bez tej wolności nie powstanie przecież nic naprawdę wartościowego czy oryginalnego. Zaangażowanie istniejących twórczych zasobów to podstawa dalszego rozwoju. Ale do tego potrzeba zupełnie innego klimatu zarządzania niż jest obecnie. Potrzeba otwartości na ludzi i ich pomysły, a nie skupienia na utrzymaniu się przy władzy i postrzeganiu  każdego nowego środowiska jako zagrożenia, albo terenu, który trzeba sobie za wszelką cenę podporządkować. Dobrze to widać choćby przy okazji wyborów sołtysów.

AM: Co ma Pan na myśli?

RF: Przede wszystkim to zebranie wiejskie nie może być wykorzystywane do reklamy wójta i zwalczania, tych którzy niezależnie od niego działają i myślą. To jest nadużywanie swojego stanowiska. Ludzie powinni to zastopować. Jeżeli wójt przyszedł zorganizować wybory sołtysa, to powinien zrobić to profesjonalnie i bezstronnie, bez jakiejkolwiek agitacji za „swoim” kandydatem. Jak to jest, że wójt jednocześnie organizuje wybory i pośrednio w sposób ukryty popiera swoich kandydatów, a gdy któryś z nich zwycięży publicznie wyraża radość… Nikt na to nie zwraca uwagi, ale taka praktyka nie powinna mieć miejsca.

AM: Czyli coś takiego jak „sołtys wójta” jest czymś niewłaściwym?

RF: Oczywiście, że niewłaściwym. Jak to „sołtys wójta”? Sołtys powinien być ludzi, a nie wójta. Ludzie wybierają osobę, która im pasuje i tyle. Wiązanie wyboru sołtysa z urzędem gminy jest czymś nieprawidłowym i dla mieszkańców tak naprawdę niekorzystnym. A uczestniczenie przez wójta czy burmistrza w cichej „kampanii” za poszczególnymi sołtysami, inspirowanie akcji i działań, często ukrytych, poprzez innych ludzi czy jakieś grupy, koła itp… jest nadużywaniem władzy. Takie sprawy trudno udowodnić, ale mechanizm każdy widzi i lokalne społeczności boleśnie tego doświadczają. Lokalne podziały niepotrzebnie się pogłębiają nie przez samych ludzi, ale w wyniku takich nieuprawnionych prób wpływania przez danego wójta, na wyniki wyborów sołtysów  w poszczególnych wsiach. Jak taki wójtowy sołtys ma potem stanąć odważnie w obronie ludzi skoro sam wójt jest jego promotorem, a często i pracodawcą.

AM: Wspomniał Pan o jawności finansów publicznych. Jak wójt reaguje na propozycje uchwał, które mają kontrolować jego działalność i sprawić, aby samorząd był bardziej transparentny jeżeli chodzi o wydatkowanie pieniędzy?

RF: Mieliśmy ostatnio głosowanie nad uchwałą, której autorką jest kandydatka na stanowisko wójta, pani dr Agnieszka Nalewajek. Najaktywniejsza i moim zdaniem najwybitniejsza radna trwającej obecnie kadencji. Była to uchwała, która miała zobowiązać wójta do stworzenia elektronicznego rejestru wszystkich wydatków, i tych małych i tych dużych, które byłyby widoczne dla każdego w internecie. Wszystkie wydatki, czyli około 25 mln rocznie. To byłoby niezwykle ciekawe dla mieszkańców. Prawo w wielu miejscach zachęca obywateli do wnioskowania o wprowadzanie tego typu udoskonaleń. Takie rejestry wydatków (przyjętych do zapłaty faktur i umów) wprowadzają kolejne gminy w Polsce. Dzięki temu mieszkańcy mają całkowity, bieżący monitoring wydawanych przez wójta czy burmistrza pieniędzy. Wszystko jest od początku do końca widoczne i jawne – najlepszy sposób na wyeliminowanie możliwych nieprawidłowości i nadużyć.

AM: Propozycja wydaje się nie do odrzucenia. Jaka była reakcja wójta?

RF: Okazuje się, że nawet najlepsze i zupełnie ponadpartyjne propozycje można zanegować. Wójt Firlej już kilkukrotnie wypowiadał się przeciw jawnemu rejestrowi wydatków, a ostatecznie jego radni oraz radni PSL, odrzucili tę bardzo potrzebną uchwałę! To pokazuje stosunek pana wójta do obywateli oraz samej jawności i przejrzystości wydawania pieniędzy. Blokowanie takiej uchwały w zachodniej Europie wyeliminowałoby danego kandydata z ubiegania się o kolejną kadencję. Tam nikt by sobie na coś takiego nie pozwolił. Ludzie zwyczajnie by tego nie zaakceptowali uznając za kompromitację. Czy u nas, gdy do społecznej świadomości dotrze ta informacja, będzie podobnie? Mam nadzieję.

AM: Jak wójt argumentował swój sprzeciw wobec tej uchwały?

RF: Jedynym argumentem wójta było to, że aby prowadzić rejestr wydatków trzeba będzie dodać nowy etat. Mam spore doświadczenie w zarządzaniu organizacjami. Prowadzę od 17 lat własną firmę, a wcześniej kilka lat pracowałem w dużym koncernie. Wiem jak działa księgowość czy sprawozdawczość.  Moim zdaniem argument wójta jest fałszywy. Nie jest prawdą, że potrzebny jest dodatkowy etat na prowadzenie rejestru wydatków. Wiemy jak funkcjonuje obieg dokumentów księgowych. Wszystkie faktury i umowy i tak są przecież rejestrowane i wprowadzane do systemu przez obecny personel. To tylko kwestia wygenerowania ich listy i opublikowania w internecie w porządku chronologicznym, co nie pociąga za sobą żadnych kosztów. Dodatkowy nakład pracy jest naprawdę minimalny. Poza tym nie chodzi tu o ten niewielki naprawdę dodatkowy trud, ale o nadzór nad 100 mln zł w ciągu każdej kadencji! To są sprawy zupełnie nieporównywalne. Wiadomo, że na kontroli i jawności jeszcze nikt nie stracił; na ich braku zawsze tracą obywatele.

AM: W Państwa publikacjach zwracana była uwaga na praktyki postkomunistyczne czy posttotalitarne w życiu naszego samorządu. Czy mógłby Pan wyjaśnić tę sprawę?

RF: Tak, tym, co zwróciło moją uwagę i mnie zaskoczyło, gdy zacząłem obserwować lokalny samorząd było wiele zachowań przypominających do złudzenia czasy PRL, których nie można akceptować.

AM: Jakieś przykłady?

RF: Proszę bardzo. Po pierwsze niepoważne traktowanie tych, którzy przychodzą z realnymi problemami. Takie delikatne niby spychanie ich na bok frazesami „bądźmy dobrej myśli”, „zobaczymy”, „jakoś to będzie”, „może się uda” itd…, a jak to nie pomaga to próba torpedowania – jak to miało i ma miejsce w stosunku do naszej redakcji. Inne konkretne sprawy to niezapraszanie na uroczystości oficjalnych osób, które bezwzględnie powinny być zapraszane. Mam na myśli „prywatyzowanie” w ramach swojego środowiska uroczystości i spotkań publicznych, jak na przykład inauguracja działalności młodzieżowej rady gminy, gdzie zaproszono tylko samych swoich, nawet nie informując o wydarzeniu niewygodnych radnych. To jest praktyka rodem z PRLu.

AM: Jakiś inny przykład?

RF: Sztandarowym przykładem z ostatnich tygodni, ale powtarza się co roku, jest niezaproszenie na uroczystości dożynkowe wiceprezesa Lubelskiej Izby Rolniczej Gustawa Jędrejka, który jak wiadomo, sam również jest rolnikiem. Zamiast tego mamy obstawienie się przez wójta oficjelami wyższych szczebli, którzy obecnie dzierżą władzę w województwie czy powiecie. W głowie się nie mieści, aby przy okazji dożynek pominąć lokalnego rolnika, który dodatkowo pełni wysoką funkcję w najważniejszej rolniczej organizacji. To jest przejaw działania totalitarnego.

Jeszcze inny przykład to blokowanie przez nieudostępnienie gminnego terenu, wydarzeń kulturalnych organizowanych przez środowiska niezależne od wójta.  Teraz dochodzi zwalczanie prasy i pośrednie próby tłumienia krytyki prasowej. Nieumiejętność  prowadzenia normalnego dialogu społecznego oraz, co bardzo znamienne, nieumiejętność przyznania się do winy i przeproszenia, kogokolwiek nawet wtedy gdy przewinienia są ewidentne i bezdyskusyjne, jak w przypadku niepublikowania przez wójta i jego sekretarza wyników kontroli. To wszystko razem układa się w obraz ogromnej buty, którą próbuje się często „sprzedawać” w łagodnym opakowaniu, jak to się dzisiaj mówi „opakowaniu przyjaznym dla środowiska”. Zawartość pudełka jednak nie jest w tym przypadku przyjazna.  Patrząc na nią, nie sposób nie mieć skojarzeń z poprzednim ustrojem. Swoistym  symbolem tej buty było wywołanie przez wójta Firleja z lamusa historii wyrażenia „awanturnik”

AM: Dlaczego to Pana zdaniem takie symboliczne?

RF: To proste. Słowa „awanturnik” czy „awanturnicy” to jedne z ulubionych wyrażeń propagandy komunistycznej stosowanej w stosunku do opozycji i ludzi Solidarności. Propaganda PRL nazywała ludzi walczących z systemem totalitarnym o wolność właśnie „awanturnikami”. Tego wyrażenia używała w czasach komunistycznych Służba Bezpieczeństwa w stosunku do niektórych członków ówczesnego Episkopatu Polski – chodzi o tych najbardziej nieugiętych i wspomagających czynnie ruchy antykomunistyczne. Ubecy mówili o tzw. „elemencie awanturniczym w Episkopacie”. Takimi awanturnikami byli dla bezpieki między innymi bp Karol Wojtyła, obecnie św. Jan Paweł II, oraz bp Ignacy Tokarczuk. Bycie nazwanym „awanturnikiem” w tak wspaniałym towarzystwie, to wielki zaszczyt dla każdego, kto walczy o uczciwość w życiu publicznym.

AM: Niektórzy stronnicy wójta oburzali się na zarzuty o postkomunizm.

RF: Niech się nikt nie oburza zanim nie zbada uczciwie sprawy. Nie możemy pisać czegoś innego niż widzimy. Jeżeli nie byłoby takich zachowań ze strony wójta, to temat nie zostałby wywołany. Teksty prasowe pisze życie. W tym kontekście należy zwrócić uwagę, że zarzuty o styl postkomunistyczny sprawowania władzy przez wójta Firleja mają też swoje uzasadnienie w historii jego „kariery”. W latach 1998-2002 będąc radnym do powiatu i zasiadając w jego zarządzie z ramienia PSL był w koalicji z SLD czyli organizacją jawnie postkomunistyczną i spadkobierczynią PZPR. Co więcej właśnie z powodu przystąpienia przez wójta Firleja do tej postkomunistycznej koalicji SLD-PSL, czyli tak naprawdę przejścia na drugą stronę barykady pod koniec roku 1998, został on wykluczony z członkostwa z Akcji Wyborczej Solidarność! Te fakty nie są tajemnicą, ale nie są powszechnie znane. Nie ma się czym chwalić, więc z pewnością nie przeczytamy o tym w którymś z nowszych „Głosów Garbowa”. Przechodzenie z jednej strony na drugą, w zależności od wiatru politycznego, nie wystawia dobrego świadectwa osobie, która ma pełnić funkcje publiczne. Widzimy też jakimi postaciami otacza się wójt w czasie oficjalnych uroczystości. Latami jest tutaj zapraszany przez niego poseł Henryk Smolarz z PSL znany ostatnio z tego, że zagłosował przeciwko dalszemu procedowaniu obywatelskiego projektu ustawy, która miała powstrzymywać deprawację dzieci prowadzoną pod pozorem tzw. edukacji seksualnej. By było jeszcze ciekawiej, z nieoficjalnych informacji wiemy, że wójt Firlej czy jego środowisko zabiegało w tym roku o poparcie PiS w zbliżających się wyborach samorządowych, , ale nie przeszedł weryfikacji! Gdyby do tego doszło byłoby to już kpiną z wiarygodności kogokolwiek. „Chorągiewka” to najłagodniejsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy. Gdyby chodziło tylko o osobę prywatną dałoby się to może przemilczeć. Ale w przypadku osoby publicznej ludzie powinni o takich sprawach wiedzieć.

AM: Sugeruje Pan, że obraz wójta jaki znamy z gminnego biuletynu czy szkolnych akademii nie ma nic wspólnego z rzeczywistością?

RF: Coś tam wspólnego jest, ale te najistotniejsze sprawy wyglądają zupełnie inaczej niż pokazują stwarzane pozory. Moim zdanie wójt udaje miłego misia, a w gruncie rzeczy jest człowiekiem bezwzględnie walczącym o władzę. Jak jest, widzą dobrze ci, którzy zbadali proste fakty. W końcu nie chodzi w tym wszystkim o ładny garnitur i wyuczone uśmiechy, ale o prawdziwego człowieka. Posługiwanie się wyzwiskami w debacie publicznej, próby oczerniania, złośliwości w wypowiedziach podczas sesji rady gminy, blokowanie wprowadzenia przejrzystego elektronicznego rejestru wydatków, niedozwolone lobbowanie za wiatrakami. Tego wszystkiego nie da się w nieskończoność pokrywać narzucaną na szybko owczą skórką, która z każdym dniem staje się coraz bardziej ciasna i spod której co chwila pokazuje się wilczy ogon.

AM: Przejdźmy do innego tematu. Interesuje mnie Pana zdanie na temat uczestnictwa obywateli w życiu publicznym czyli w tzw. „polityce”

RF: „Polityka to roztropna troska o dobro wspólne”. To jest klasyczne podejście. Dla mnie jest jasne, że musimy wszyscy walczyć o uzdrowienie sfery publicznej, aby dobro wspólne było rzeczywiście realizowane. Nie łudźmy się, że zostawienie spraw lokalnej wspólnoty samej sobie sprawi, że będzie ona normalnie funkcjonować. Nie będzie! Będzie za to stopniowo zawłaszczana przez grupy interesu, które kurczowo trzymają się władzy dla niej samej i dla profitów z niej płynących. Z czasem siła tych ludzi tak wzrasta, że jest wielki problem, aby ich od tej władzy oderwać. Problem ten występuje w setkach gmin w Polsce. Ci sami wójtowie latami trzymają się urzędu, a społeczeństwu brakuje siły, aby dokonać zmiany, która jest potrzebna. Wokół takich wielokadencyjnych wójtów wytwarzają się naturalne układy „klientów”, których rozbicie w lokalnej rzeczywistości jest naprawdę trudne. Tu jest do spełnienia ogromna rola niezależnych mediów i niezależnych organizacji mieszkańców.

AM: Ale wielu ludzi mówi, że „nie chcą mieszać się do polityki…

RF: To wygodne, ale bezcelowe. Możemy się nie mieszać do polityki, ale niestety polityka ciągle miesza się do nas i do naszego życia. To złudzenie, że można od tego uciec. Każdy burmistrz czy wójt nieustannie przecież robią politykę. To, że oni tego tak nie nazywają i to, że ludzie się tym nie interesują, nie oznacza, że tego nie ma. Tam są podejmowane decyzje, które nas dotyczą. Jako obywatele, choćby raz na 4 lata mamy obowiązek zainteresować się rzetelnie kandydatami i dokonać świadomego wyboru.

AM: Ale czy to ma rzeczywiście wpływ na życie ludzi?

RF: Oczywiście, że tak! Drogi można budować szybciej i lepszej jakości. Można było stworzyć tereny inwestycyjne i prowadzić aktywną politykę, aby tworzyć miejsca pracy. Można było wykształcić lepsze lokalne kadry zarządzania samorządem zamiast dławić wszelki postęp w tej materii. Poza tym niesprawiedliwe i nieuczciwe otoczenie samorządowe powoduje deprawację części ludzi. Zło publiczne pociąga wtórnie zło osobiste. W tym sensie mamy do czynienia z regresem moralnym, gdzie ludzie przestają się wstydzić, że są klientami wójta czy burmistrza, że się mu kłaniają nawet wtedy gdy na to nie zasługuje i powinni mu powiedzieć „tak nie wolno”, że się ponad miarę go boją, czasami ze zupełnie irracjonalnych powodów. To są schorzenia moralne, które patrząc z punktu widzenia Kościoła są też narzędziem deprawacji i w konsekwencji praktycznej ateizacji społeczeństw. Brak reakcji na zło w życiu publicznym stanowi zagrożenie duchowe i kolejni papieże poświęcają temu zagadnieniu wiele uwagi. Trzeba zrozumieć, że wszystko co publiczne i wspólne ma niesłychanie duże znaczenie i należy podchodzić do tych spraw z wielką troską i uczciwością. Nie bądźmy na te sprawy obojętni;  chociaż raz na 4 lata przy okazji wyborów.

AM: Czy należy Pan do jakichś stowarzyszeń itp…?

RF: Obecnie nie jestem członkiem żadnego stowarzyszenia. Wspieram jednak w miarę możliwości i zapotrzebowania tych, którzy chcą tworzyć niezależne lokalne życie. Cały zeszły rok uczestniczyłem też w spotkaniach tzw. Kręgu biblijnego – szkoda, że po wyjeździe siostry Joanny te spotkania nie są kontynuowane.

AM: A jaką rolę przypisuje Pan zorganizowanym grupom mieszkańców?

RF: To rola niezwykle ważna. Stowarzyszenia i inne zorganizowane grupy mieszkańców, o ile zachowają niezależność od struktur urzędowych, mają do spełnienia ogromną rolę w lokalnych społecznościach. Profile poszczególnych organizacji mogą być różne. Głównie jest to kultura, integracja, rozrywka, życie obywatelskie, pomoc innym itd…. Co by to nie było ważne jest, aby działały w sposób wolny i były organicznie związane ze społecznością, a nie z lokalną władzą. To absolutna podstawa. Już sama ich nazwa „organizacje pozarządowe” na to wskazuje. Ze stowarzyszeń, które tracą tę „pozarządowość”, a zdarza się to bardzo często, pozostaje tylko czysta struktura prawna, którą wypełnia duch panującej władzy, a nie duch lokalnej społeczności.

AM: Słyszałam, że Pan był członkiem stowarzyszenia „Mój Bogucin” i że jest Pan twórcą strony internetowej tej organizacji.

RF: Tak, to prawda. Z moją żoną byliśmy członkami stowarzyszenia „Mój Bogucin”, ale w chwili obecnej już nie jesteśmy i nie mamy póki co z jego aktywnością nic wspólnego. Stronę internetową, którą stworzyłem – www.bogucin.net – podarowałem stowarzyszeniu i od 26 sierpnia 2014 nie mam wpływu na jej działanie i nie odpowiadam za treści zamieszczane w serwisie.  Mówię o tym, gdyż wiem, że wiele osób utożsamia mnie z tym środowiskiem.

AM: Lokalna władza może być Pana zdaniem zagrożeniem dla stowarzyszeń?

RF: Zależy jaka władza. Ta, która rządzi obecnie w gminie Garbów jest moim zdaniem zagrożeniem. Bardzo często niestety różni włodarze mają zakusy, aby podporządkowywać sobie poszczególne grupy i stowarzyszenia. Te, które temu ulegają zamieniają się stopniowo w chórek śpiewający pochwały dla stronnictwa władzy i tym samym gubią własną misję i tracą zdrowe soki żywotne. W wyniku skierowania się danej organizacji ku władzy od razu następuje wyraźny podział i część ludzi odchodzi. Przyczyną kłótni i podziałów w tej sytuacji nie są poszczególni ludzie, którzy pierwotnie zebrali się dla jakiegoś celu, ale właśnie wójt czy burmistrz, który w sposób najczęściej ukryty poprzez „kupione” lub „zastraszone” osoby wpływają na funkcjonowanie danej społeczności. Jeżeli społeczność na to pozwala następuje wykluczenie z danej organizacji osób najbardziej niezależnych i twórczych. Każdy, kto próbuje zachować niezależność i przeżył taką próbę przejęcia przez władzę jego rodzimej organizacji, dobrze wie o czym mówię. W ośrodkach wiejskich powszechne są na przykład próby swoistego „podkupywania” kół gospodyń wiejskich i koła te z reguły dzielą się na te zróżnicowane, które obroniły swoją autonomię i te będące w zasadzie komitetem poparcia danego wójta w swojej wsi. I to jest bardzo smutne zjawisko.

Powiem, co słyszałem kiedyś od jednej pani prezes nowego stowarzyszenia, której na dzień dobry, tuż po powstaniu nowej organizacji mieszkańców, wójt Firlej powiedział takie zdanie: „a wie pani, że my nie lubimy stowarzyszeń…”. Myślę, że to zdanie pokazuje jak w soczewce jaki mamy problem z naszą władzą.

AM: Ostatnie kilka pytań.  Jakie są Pana sympatie polityczne?

Nie ma partii idealnej, bo i ludzie nie są idealni. Sam nie należę do żadnej partii. Wiadomo jednak, że kogoś trzeba świadomie wybrać. Z istniejących ugrupowań najbardziej kibicuję Prawu i Sprawiedliwości, której wybór uważam za najbardziej racjonalny w obecnej chwili. Popieram również rozwój innych ugrupowań z prawej strony sceny politycznej takich jak Solidarna Polska czy, w mniejszym stopniu, Polska Razem. Widzę też bardzo ważny młody potencjał w dobrze pojętym  Ruchu Narodowym. Oby się rozwijali dalej. Z pewnością nigdy nie będę głosował na SLD, PO czy różne twory Palikota, który sam z PO wyszedł. Nie zagłosuję też na PSL, które latami wchodziło w różne koalicje rządowe i nigdy nic dobrego z tego dla wsi nie wynikło. Nie mam tu oczywiście nic przeciw zwykłym sympatykom PSL działającym z sentymentu i przywiązania do partii chłopskiej. Jednak dla wszelkiej maści PSLowskich karierowiczów nie widzę w życiu publicznym miejsca.  Moim zdaniem w Polsce obecnie nie ma partii chłopskiej z prawdziwego zdarzenia. Potwierdzają to od wielu lat wyniki wyborów w wiejskich regionach, gdzie PSL powinno teoretycznie wygrywać, a tak nie jest. Mieszkańcy rejonów wiejskich obecnie najczęściej głosują właśnie na partie z prawej strony sceny. Przykład Borkowa i Bogucina z ostatnich wyborów pokazuje jak jest. W Borkowie na 78 głosujących oddano tylko 4 głosy na PSL. W Bogucinie, który uchodzi za mocny ośrodek sympatyków PSL, na 214 oddanych głosów tylko 45 oddano na PSL, co jak na ośrodek wiejski nie jest sukcesem. 153 głosujących uznało, że ich interesy lepiej będą reprezentować inne ugrupowania prawicowe. Rolnikom ze swojej strony życzę powstania prawdziwej partii chłopskiej nawiązującej duchem i czynem, a nie tylko słowami, do wspaniałej tradycji przedwojennego ruchu ludowego, który jest bliski mojemu sercu.

AM: I ostatnie trzy pytania. Zbliżają się wybory samorządowe. Kogo Pana zdaniem powinniśmy poprzeć, a kogo wykluczyć? Jaka jest sytuacja?

RF: W naszej gminie mamy obecnie trzy siły, podaję według ilości zgłoszonych kandydatów na radnych: Wspólnota Garbowska, PSL oraz Porozumienie Niezależnych. Z tych trzech sił, dwie ostatnie czyli PSL pana Garnka, oraz Porozumienie Niezależnych od wójta, postrzegam jako siły będące w większości ważnych spraw w cichej lub jawnej koalicji. To siły dotychczasowego układu, który moim zdaniem powinien zostać odsunięty od dalszych rządów w gminie – zwłaszcza po ostatnich kompromitujących głosowaniach przeciw jawności i za wiatrakami. Radni, którzy głosowali w ramach tej nieformalnej koalicji przeciw służącym jawności i ludziom uchwałom nie powinni moim zdaniem znaleźć się ponownie w radzie. W moim rozumieniu, nie reprezentowali w  konkretnych krytycznych głosowaniach interesu mieszkańców, ale też i zdrowego rozsądku.

AM: Czy mógłby Pan dla jasności wymienić tych radnych, o których Pan mówi, a które ubiegają się o reelekcję. Wyborcy mogą nie mieć orientacji na kogo głosują.

RF: Ci moim zdaniem skompromitowani poszczególnymi głosowaniami i zachowaniami radni, którzy nigdy więcej nie powinni się znaleźć w radzie gminy to:

z „Niezależnych” – Zenon Koput, Piotr Adamczyk, Katarzyna Chabros, która wcześniej zaklinała się publicznie, że już nie będzie kandydować. Raz z tego powodu, że słowa należy dotrzymywać, a dwa z tego, że jako radna oraz przewodnicząca jednej z komisji rady gminy, a jednocześnie prezes stowarzyszenia, które korzysta ze środków publicznych działa w konflikcie interesu.

Z PSL Jan Dudzik, Jan Poleszak, Wiesława Zwolak, Dariusz Grabarz, którzy głosowali tak jak wójt i „Niezależni” zagrali. Pani Zwolak raz się wstrzymała od głosu, ale dobrej uchwały nie poparła, choć jest szefową komisji finansów i powinna się problemem kupowania wody sama zająć. Pan Grabarz, choć jest z wsi zagrożonej wiatrakami nie poparł stanowiska przeciw wiatrakom. To kompromitacja. Pan Poleszak bronił kupowania wody od zewnętrznych spółek ratując wójta pokrętnym raportem komisji rolnictwa, z którego nic nie wynikało i którego tekstu nawet nie chciał udostępnić naszej redakcji. Pan Dudzik, działa w sprawie wiatraków skrajnym konflikcie interesów, gdyż jego syn ma podpisaną umowę w firmą wiatrową, a on sam mówił, że w Woli Przybysławskiej „na górce” również zamierza postawić turbinę…

AM: Są jeszcze dwie osoby, które chcą ponownie zasiąść w radzie, a wcześniej zdradziły swój pierwotny komitet wyborców i w praktyce przeszły na tę drugą stronę mocy…

RF: Z tych, którzy zdradzili swoją pierwotną listę i przeszli na w czasie poprzedniej kadencji stronę wójta i startują teraz z jego listy dwie osoby.

Pani Lidia Michoń z Bogucina, która nie poparła nawet uchwały o darmowym korzystaniu przez mieszkańców z sal gimnastycznych, choć problem zaczął się właśnie w Bogucinie, gdy pani dyrektor szkoły zapowiedziała z nowym rokiem pobieranie opłat od pań uczęszczających na aerobik i ćwiczenia na kręgosłup. To ewidentne zlekceważenie interesu mieszkańców, a w tym przypadku raczej mieszkanek własnej wsi.

Szczególnym dla mnie osobiście zawodem był sposób głosowania przez pana Stanisława Sumorka z Woli Przybysławskiej. Doprawdy nie wiem jak zrozumieć jego głosowanie przeciw jawnemu rejestrowi wydatków czy darmowemu udostępnianiu pomieszczeń szkolnych mieszkańcom? Nie wiem też, dlaczego nie poparł on postulatu zrobienia ekspertyzy w sprawie opłacalności kupowania wody oraz dlaczego nie sprzeciwił się farmom wiatrowym zbyt blisko naszych domów (problem może dotyczyć również jego miejscowości)? Czy zabrakło mu zwykłego zrozumienia dla tych spraw, czy też po prostu nie chciał sprzeciwić się wójtowi, tego nie wiem i nie chcę tutaj osądzać. Tak czy inaczej w ostatnim roku, mówię to z wielką przykrością, pan Sumorek głosował kilkukrotnie przeciw wyraźnemu interesowi mieszkańców. Chciałbym kiedyś usłyszeć jego wyjaśnienie na ten temat.

Podsumowując, wszystkie wyżej wymienione osoby, z wyjątkiem pana Piotra Adamczyka, który był wtedy nieobecny, głosowały przeciwko poprawie przejrzystości finansów gminnych przez utworzenie jawnego rejestru wszystkich wydatków. Osoby te również, mimo protestów mieszkańców, głosowały „za wiatrakami” a przeciwko stanowisku „odrzucającemu wiatraki”.

Wszyscy wyżej wymienieni radni  „Niezależych”, PSL oraz dwoje, którzy nie byli wierni swoim komitetom wyborczym czyli radna Michoń i pan Sumorek, głosowali przeciw lub nie poparli zbadania opłacalności zakupu wody od zewnętrznych spółek. Wszystkie wyżej wymienione osoby zagłosowały też przeciw lub nie poparły darmowego udostępniania grupom mieszkańców sal gimnastycznych do celów integracyjno-sportowych.  To są poważne powody, aby odrzucić ich jak kandydatów do rady gminy.

AM: A jak jest z nowymi kandydatami?

RF: Jest jedna osoba, która po raz pierwszy ubiega się o miejsce w radzie gminy, o której wiadomo, że gdy zostanie radnym, będzie działała w konflikcie interesów, gdyż korzysta ze środków publicznych w swojej działalności gospodarczej. Jest nią Jan Banaszek, kandydujący z listy PSL z Bogucina Kolonii. Ta kandydatura powinna zostać natychmiast wycofana podobnie jak kandydatura pani Katarzyny Chabros, gdzie również mamy do czynienia z korzystaniem z publicznych pieniędzy w prowadzeniu działalności gospodarczej poprzez stowarzyszenie, którego pani radna jest prezesem. Nie rozumiem dlaczego te osoby zostały w ogóle zgłoszone do kandydowania.

O innych przypadkach na razie nie wiemy, ale nie wykluczone, że takie informacje się pojawią.

AM: Na kogo Pan zamierza głosować?

RF: Nie znam dobrze wszystkich nowych kandydatów ze wszystkich list wyborczych. Jedyną siłą, która w moim rozumieniu nie jest związana z układami i daje szansę na stopniową poprawę funkcjonowania i rozwój nowoczesnego samorządu jest Wspólnota Garbowska. W czasie najbliższych wyborów, w mojej miejscowości oddam głos na kandydata z tej właśnie listy czyli na Rafała Tomasza Gawrona. Mam zresztą nadzieję, że jego kontrkandydat z uwagi na to, co zostało powiedziane zostanie z kandydowania wycofany.

AM: A jeżeli chodzi o wybory na stanowisko wójta?

RF Zostały zgłoszone trzy osoby. Kandydatura obecnej radnej dr Agnieszki Nalewajek, wójta Kazimierza Firleja oraz Mariana Krawczyńskiego z komitetu PSL. Dla mnie wybór będzie jednoznaczny i prosty. Zagłosuję na panią dr Agnieszkę Nalewajek, najaktywniejszą radną obecnej kadencji, która będąc w radzie gminy przez ostatnie lata udowodniła, że zawsze odważnie staje po stronie ludzi.

Uważam, że pani Agnieszka Nalewajek jest wielką szansą na tak upragniony w naszej gminie spokój. Wierzę, że gdy wygra, będzie prawdziwą panią wójt z sercem otwartym dla wszystkich mieszkańców, bez dzielenia na tych lepszych i tych gorszych. Uważam również, że dzięki swojemu łagodnemu kobiecemu usposobieniu,  jest ona obecnie jedyną osobą, która może rzeczywiście zjednoczyć ludzi dobrej woli ze wszystkich wsi i środowisk, które razem tworzą gminę Garbów.

Z całego serca życzę jej zwycięstwa w wyścigu wyborczym.

RF: Dżentelmen ustępuje kobiecie…Teraz moda na garsonki 🙂

AM: Dziękuję Panu za rozmowę.

RF: Ja również dziękuję.

Podziel się artykułem na: Share on FacebookTweet about this on TwitterShare on Google+Email this to someone

Komentarze do: “„Chodzi o przyzwoitość w życiu publicznym. Na mówienie prawdy nikt nie może się obrażać” Wywiad z wydawcą „Naszego Garbowa”

  1. Michał

    Opowiedziałeś właśnie Robercie kawal najnowszej historii gminy Garbów. To co teraz wygadują ludzie, plotkują i oczerniają, za rok czasu nikt nie będzie pamiętał, a ten papier zostanie dla potomnych.

    Reply
  2. ewka

    Życzę powodzenia, na szczęście na faworytów wyrastają dr Krawczyński i dr Nalewajek. Na Kazia zagłosują już chyba tylko osoby powiązane.

    tak przy okazji – ten, kto wymyślił Wam hasło wyborcze to chyba jakiś sabotażysta. Bo namawianie facetów do wskakiwania w garsonki jest… powiedzmy dyplomatycznie, że odważne 🙂

    Reply
    • Jadzia

      No gratuluję takiego faworyta jak pan Krawczyński, zielonego pojęcia o gminie nie ma, spadochroniarz z Krakowa, twierdził cztery lata temu, że sam Garbów ma ponad 9 tyś mieszkańców. Faworyt…. Ludzie myślcie trochę, każdy może mieć swoje sympatie i antypatie, ale to już jest przesada

      Reply
      • persodrom Post author

        Zgadzam się, że najlepsza jest pani dr Nalewajek. Ale pan Krawczyński o niebo lepszy od tego, co mamy obecnie.

        Po podjęciu decyzji z rażącym naruszeniem prawa w sprawie składu asfaltu w Zagrodach wójt Firlej w ogóle nie powinien mieć prawa kandydowania w roku 2010 !!! Jego decyzja, gdyby została wprowadzona w życie, trułaby i zabijała mieszkańców Zagród i Przybysławic stanowiąc też bezpośrednie niebezpieczeństwo pożarowe. To stwierdziło oficjalnie Samorządowe Kolegium Odwoławcze, a niewiele osób o tym wie. Jeżeli ktoś kto ma bronić bezpieczeństwa mieszkańców podejmuje na wydrę, wbrew prawu takie decyzje to nie ma moralnego prawa, aby dalej sprawować urząd. To oczywiste

        Nasze prawo jest dziurawe. Ludzie go wybrali tylko dlatego, że nie mieli informacji o tej sprawie. W Zagrodach i w Przybysławicach zagłosowało wtedy na niego jedynie 33% !! Miejmy nadzieję, że tym razem tak się stanie w całej gminie.

        Reply
          • persodrom Post author

            Temat jest w badaniu. W tle są przetargi na… asfalt pod obwodnice lubelskie. Jeden taki przetarg to kilkaset milionów zł. A przetargów było kilka. Było więc o co walczyć, aby mieć blisko składowisko – nawet kosztem lokalnej ludności i przy rażącym naruszeniu prawa.

        • Leniak

          Dodam, że w Zagrodach i Przybysławicach na Kazimierza Firleja zagłosowało 33% wyborców, co było najlepszym wynikiem w okręgu. Drugi był pochodzący z tamtych okolic Robert Wójcik – 30%, a trzeci Gustaw Jędrejek z 10% głosów. Biorący obecnie udział w wyborach pan Krawczyński otrzymał wtedy 8% głosów.

          Reply
          • persodrom Post author

            Pozostałe głosy się rozbiły. Tu chodzi o to, że to było tak dużo mniej niż w reszcie gminy, która nie była świadoma tak poważnego naruszania prawa i wszystkich tych sprawek.

            Obudźcie się ludzie. Ten człowiek nie wahał się wydać decyzji zagrażającej zdrowiu i życiu mieszkańców! To jest kandydat na wójta?
            Po tym orzeczeniu Kolegium wójt Firlej powinien zniknąć z życia publicznego.

      • przyjaciel Romka

        „No gratuluję takiego faworyta jak pan Krawczyński, zielonego pojęcia o gminie nie ma, spadochroniarz z Krakowa”

        Paniu Jadziu, nie spadochroniarz, a pilot, a to zasadnicza różnica. Wszyscy wiedzą jaką selekcję przechodzą piloci, większość może pomarzyć o takim zawodzie. To człowiek, który jednocześnie pracując przeszedł praktycznie wszelkie szczeble jeżeli chodzi o wykształcenie. Od zawodówki zaczynając, przez magistra, inżyniera i doktora. Do tego ukończył marketing i zarządzanie na Uniwersytecie Illinois w USA i robi habilitację… jeżeli chodzi o kwalifikacje to naprawdę ciężko o lepszego kandydata. Jestem pewny, że osoby które go znają, właśnie na niego oddadzą swój głos. Mielibyśmy olbrzymią zmianę w porównaniu do obecnego betonu z którym praktycznie niczego nie można bezproblemowo załatwić.

        Reply
  3. Grażyna

    Chcemy więcej i częściej a nie tylko raz na kwartał 🙂 Ludzie są w szoku że to wszystko się dzieje w naszej gminie,spółki,układy…..

    Reply
  4. Dorota

    Z przyjemnością przeczytałam wersję papierową. Dobrze, że te treści docierają również do ludzi, którzy nie korzystają z internetu.

    Reply
  5. buk

    persodrom napisał: „Temat jest w badaniu. W tle są przetargi na… asfalt pod obwodnice lubelskie. Jeden taki przetarg to kilkaset milionów zł. A przetargów było kilka. Było więc o co walczyć, aby mieć blisko składowisko – nawet kosztem lokalnej ludności i przy rażącym naruszeniu prawa.”
    Publikując sprawę temat powinien mieć Pan zbadany – tego wymaga „rzetelność dziennikarska” – w innym przypadku jest to pomówienie.
    Proszę podać złamany przepis prawa – ustawa, artykuł, paragraf.
    Czy zrobił Pan doniesienie do prokuratury?

    Reply
    • persodrom Post author

      Proszę pana, mam 160 stron dokumentów dotyczących tej sprawy. W tym temaccie wypowiedziało się samorządowe kolegium odwoławcze na wniosek domu dziecka w Przybysławicach. O to, że nikt w gminie o tym nie słyszał z wyjątkiem mieszkańców Zagród i Przybysławic proszę mieć pretensje do Głosu Garbowa.
      Jeżeli pan tak bardzo tego pragnie opublikujemy oficjalne postanowienie SKO, które uchyliło decyzję wójta.

      Reply

Skomentuj Dorota Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top